Rok 1977 uznawany jest oficjalnie za czas, kiedy wybuchł punk rock. Głównym motorem napędowym tego nowego zjawiska obwołano londyńczyków z Sex Pistols. Jednak już rok wcześniej, w Stanach Zjednoczonych, do głosu doszli inni stricte punkowi wykonawcy. Niezwykle charakterystyczni Ramones zaatakowali świat debiutanckim albumem, posiadającym taki sam tytuł, co nazwa kapeli. USA uznać można także za kolebkę punk rocka, ponieważ na amerykańskich ziemiach działalność prowadzili główni protoplaści stylu punk – legendarni The Stooges.
Protopunk, czyli amerykański początek
Lider i wokalista wspomnianej formacji – leciwy już dziś James Newell Osterberg, znany całemu światu jako Iggy Pop, nazywany jest „ojcem chrzestnym punka”. I nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady. Muzyk pod koniec lat sześćdziesiątych (a więc niemal dekadę przed wybuchem punkowej rebelii) prezentował sceniczną ekspresję charakterystyczną dla punkowego środowiska. Podczas koncertów lżył publikę, okaleczał swe ciało i zachowywał się jak dzikie zwierzę. Również chropowate i brudne brzmienie The Stooges stało się kanwą i inspiracją do powstania nowego gatunku muzycznego, bazującego na trzech akordach i odpychającej estetyce. Niektórzy krytycy idą krok dalej. Korzeni punka doszukują się w dokonaniach formacji glam rockowych, takich jak T.Rex. Inni pod nurt protopunk, oprócz wspomnianych Stooges, włączają takich wykonawców, jak Lou Reed i The Velvet Underground i bezpośrednio te kapele uznają za protoplastów punkowego brzmienia.
Mimo podkreślania w obecnych czasach wielkiego wkładu amerykańskich kapel w rozwój rockowej muzyki i ich kultowego statusu, w latach swojej najaktywniejszej działalności nie zyskały one jednak uznania. The Velvet Underground oraz The Stooges zniknęły z muzycznej mapy kolejno w 1973 i 1974 roku. Na początku lat siedemdziesiątych pojawiać zaczęło się coraz więcej artystów, którzy coraz skuteczniej zbliżali się do tego, co w 1977 roku nazwano punk rockiem.
Nowy Jork dochodzi do głosu
Jarosław Sobkowiak w swojej „Encyklopedii Punk Rocka” pisze: „Od 1972 roku pojawiają się kolejni wykonawcy w Nowym Jorku: podziemna poetka Patti Smith oraz grupa The New York Dolls, która swym image zakpiła z mody na glam rock i związany z nim kicz. Występy New York Dolls – grupy operującej prostym, jednakże prowokującym, nieokrzesanym i pełnym młodzieńczego buntu repertuarem rock’n’rollowym zaczęły z czasem przyciągać coraz więcej słuchaczy. Powstawanie nowej fali w Nowym Jorku wiązało się ze swoistą fuzją naturalistycznej, szczerej i szokującej poetyki z dzikim, pierwotnym rock’n’rollem.
Kierowani przez Johnny Thundersa New York Dollsi swój ekspresyjny repertuar prezentowali głównie w glamowym klubie Mercer Arts Center, a swymi dwoma regularnymi płytami „New York Dolls” z 1973 i „Too Much Too Soon” z 1974 dali impuls dla rodzącej się new wave. W środowisku tym działali także m.in. Milk’n’Cookies, Wayne County & The Backstreet Boys, Brats oraz Teenage Lust, grupy proponujące jednak niewiele ponad ekspresyjny i surowy rock.
W latach 1974-75 na scenie nowo powstałego nowojorskiego CBGB’s Club pojawiają się pierwsi wykonawcy nowofalowi: Patti Smith Group, Television, Ramones, Blondie i The Shirts. Poza lokalną scenę najszybciej udaje się wybić Patti Smith, która swą zbuntowaną, dekadencką poezję prezentuje na LP „Horses” (1975). Na gruzach rozsypujących się powoli New York Dolls powstaje formacja Johnny Thunders & Heartbreakers. Do zerwania z glam rockową etykietką i znalezienia nowego oblicza dążą na swój sposób grupy Dictators i Modern Lovers, działa także eksperymentujący z elektroniką duet Suicide. Grupy nowojorskie wypracowują własny image, formułowane są pierwsze idee konsolidującej się sceny, pojawia się pierwszy zin „Punk” (grudzień 1975). W piwnicach i klubach rodzi się punk rock.
Ramones i ich punkowy blitzkrieg
Najbardziej twórcza w tym czasie scena nowojorska kontynuuje tradycje artystycznej bohemy końca lat sześćdziesiątych spod znaku Pop Artu. Na czele sceny szybko jednak stają kpiący z intelektualizmu piewcy surowego minimalizmu Ramones, debiutujący singlem „Blitzkrieg Bob” i LP „Ramones” (1976). Swymi motorycznymi trójakordowymi kompozycjami tworzą swoisty archetyp nowego brzmienia – punk rocka – jako prostoty przekazu, a koncertując po kraju inspirują powstanie wielu garażowych grup.
W Nowym Jorku także debiutuje nowa kapela znanego z Television i Heartbreakers Richarda Hella – Richard Hell & The Voidoids. Image kolesia – krótkie, sterczące włosy, brudna, pospinana agrafkami kurtka i skandaliczne zachowanie, staną się niebawem obowiązujące w undergroundowych kręgach mody, którą próbuje nawiasem mówiąc zaszczepić swoim podopiecznym wałęsający się tu londyński anarchista… Malcolm McLaren.
Z innych zespołów debiutujących w tym czasie wymienić trzeba pochodzących z Cleveland The Dead Boys, ekscentrycznego Steve Batorsa, Talking Heads (z których muzyczna ewolucja uczyni jedną z ciekawszych formacji przyszłej dekady) oraz dawno już zapomnianych The Fast i kierowanych przez Sonny Vincenta – The Testors. Początki sceny nowojorskiej obrazuje film „Blank Generation” z 1976”.
W Stanach Zjednoczonych kształtujący się styl punk rock był naturalną konsekwencją ewoluowania muzyki rock’n’rollowej w stronę brudnego i uproszczonego brzmienia. Bez nacisku na siłę merytorycznego wyrazu. Ramones od początku prezentowali postawę nihilistów śpiewających o błahych sprawach. Z kolei inna kultowa amerykańska kapela Misfits wytworzyła osobny podgatunek punk rocka. Horrorpunk skupiał się na tematyce rodem z filmów grozy i etapował straszącym imagem. Na Wyspach Brytyjskich punk rock stał się natomiast narzędziem do wyrażenia złowieszczego buntu. Jego trzyakordowa forma muzyczna zrodziła się niemal od podstaw, jako rodzaj broni, po którą mógł sięgnąć każdy.
Stany Zjednoczone i Wyspy Brytyjskie – różnice
Jarosław Sobkowiak w trafny sposób ujął różnice pomiędzy pierwszymi latami brytyjskiego i amerykańskiego punka: „Podsumowując pierwsze lata amerykańskiego punk rocka stwierdzić należy, że w porównaniu do Wysp Brytyjskich, scena tutejsza nie miała tak masowego charakteru. Punk był raczej wyzwaniem, artystyczną prowokacją bohemy niż społecznym zrywem zbuntowanej i sfrustrowanej młodzieży. Mimo powstawania wielu różnorodnych stylistycznie formacji nie doszło do stworzenia rodzimej alternatywy dla nihilistycznie i anarchistycznie zorientowanego brytyjskiego punk rocka. Młodzi Amerykanie przywiązani mocno do rock’n’rollowej tradycji oraz żyjący w innych realiach społecznych, oczekiwali od new wave pozytywnego przesłania, w którym mogliby się odnaleźć. Kapele, poza nielicznymi wyjątkami, nie umiały też zadbać o swoją artystyczną niezależność, co szybko doprowadziło do ich degeneracji. W środowisku nowojorskim nie powstały niezależne wytwórnie, a kapele liczyć musiały na przychylność korporacji (np. Sire Records, Arista).”
Punk’77 – Sex Pistols, The Clash i reszta brytyjskich buntowników
Misterny plan stworzenia zespołu, który wstrząśnie ospałym, konserwatywnym brytyjskim społeczeństwem zrodził się w głowie Malcolma McLarena. Był on projektantem mody i właścicielem butiku SEX. Tłumnie napływała do niego obsceniczna punkowa młodzież, w celu poszukiwania coraz to bardziej szokujących kreacji. Niuanse krótkiej, bo zaledwie trzyletniej kariery Pistolsów krok po kroku opisuje artykuł Grzegorza Brzozowicza „Wściekłość i brud”: „To w głowie Malcolma McLarena zrodziła się idea największego rock’n’rollowego szwindla. Od zawsze miał nie najlepszą opinię o Anglikach i nosa do interesów. Wierzył, że jego rodacy chętnie wydadzą pieniądze na kogoś, kto będzie ich obrażał, pod warunkiem, że wmówi się im, że to modne. Musiał tylko wykreować odpowiednią osobę lub grupę. Pierwszą wskazówkę dało mu spotkanie z muzykami amerykańskiego zespołu glamrockowego New York Dolls. Zachwycił się ich prostackim pozerstwem i zdążył nawet być menadżerem grupy, zanim się rozpadła.
W Nowym Jorku McLaren poznał basistę Richarda Hella, który był jeszcze bardziej kopnięty niż jego podopieczni. Hell zauroczył go wyglądem: powpinanymi w poszarpaną kurtkę agrafkami i farbowanymi, zmierzwionymi włosami. Jego dekadentyzm, na który składał się wystylizowany brud, był naprawdę szokujący. Wkrótce w londyńskim sklepie, który nosił już nazwę „Sex”, obok odzieży i gadżetów sadomasochistycznych, pojawiły się stroje wzorowane na „piekielnym” basiście. Ich projektantką była Vivien Westwood.
Od złodziejów do muzyków
Na półkach były też instrumenty, ale nie najtańsze, więc czasem ktoś chciał wynieść bez absorbowania kasjera. Dwóch kawalerów usiłowało kradzieży nagminnie. Nazywali się Steve Jones i Paul Cook. Czyhającym na złodziejaszków subiektem był wówczas niejaki Glen Matlock. To już trzy czwarte składu przyszłych Pistolsów. Brakowało gitarzysty, McLaren dał więc ogłoszenie: Poszukiwany jest geniusz gitary. Nie starszy niż 20 lat i nie gorzej wyglądający niż Johnny Thunders z New York Dolls.
Jednym z kandydatów był Nick Kent. Zameldował się również młodzieniec z agrafkami w ubraniu. Na koszulce widniał napis: „Nienawidzę Pink Floyd”. Ściślej mówiąc, „I Hate” było ręcznie domalowane na oryginalnym t-shircie zespołu. Nowo przybyły Johnny Lydon, którego ochrzczono Rotten (Zgniłek) na cześć jego spróchniałych zębów, był ostatnim elementem szwindla Malcolma. Ponieważ Zgniłek nie umiał grać na gitarze, stanął za mikrofonem. I tak narodził się Sex Pistols.
Czwórka Pistolsów nie kochała Brytanii pogrążonej w labourzystowskiej zapaści. Nie kochała bogatych. Nie kochała też biednych, którzy nie kochali całej reszty. Życie ogólnie było do luftu. Byli tak sfrustrowani, że ze zdwojoną siła zaczęli młócić wściekłe numery. Wprawdzie Jones na polecenie McLarena będzie mówił później, że znał tylko jeden akord, ale naprawdę był całkiem sprawnym instrumentalistą. Prawdziwym wirtuozem i autorem większości kawałków zespołu był Matlock. Znał trudne akordy gitarowe, lubił Beatlesów. „Nic dziwnego, że szybko się z Lydonem znienawidzili” – wspomina Jones.
Zła sława
Sex Pistols szybko zdobył złą sławę. Pomidory, piwo, bluzgi, fragmenty umeblowania – to tylko część listy rzeczy, które spadały na urzeczoną młodzież podczas koncertów. Punkowa ewangelia poszła w świat. Kiedy już wszystko zostało oblane pomyjami, można było powalczyć o dobry kontrakt. Dobry – to niekoniecznie znaczy „lukratywny”, ale „skuteczny”. W przypadku Sex Pistols skuteczny znaczy „dający sławę”. Osiągnięto więcej niż można było oczekiwać. Dwa kontrakty, które grupa podpisała kolejno z EMI i A&M, zostały rozwiązane przez wytwórnie w atmosferze ogólnokrajowego skandalu, co w ciągu zaledwie pięciu i pół miesiąca wzbogaciło konto grupy o 15 tys. funtów!
Na miejsce wyrzuconego Glena Matlocka do grupy przyszedł szkolny kumpel Rottena, Sid Vicious. Dziś człowiek – legenda, bohater filmu biograficznego. Nie umiał grać na niczym, wszystko olewał. Na scenie owszem, trzymał w dłoniach bas, ale trącał jego struny z miną pawiana usiłującego zrozumieć zasadę działania łyżki. – „Musiałem za niego nagrać wszystkie partie basu” – skarżył się Jones po latach. Nowy członek – a stary kumpel – miał przede wszystkim na scenie „wyglądać”.
Never Mind The Bollocks
Dwanaście pocisków, czyli album „Never Mind The Bollocks Here’s The Sex Pistols”, wycelowanych w społeczeństwo i państwo, zawitało do angielskich sklepów przed Gwiazdką 1977 r. Nie był to pierwszy punkowy album brytyjski, ale przeszedł do historii jako najważniejszy. O ile bowiem The Clash zajęli się polityką, o tyle album Pistolsów jest manifestacją pogardy dla wszelakich „izmów”. Brudom muzycznym (starannie wypracowanym na próbach) towarzyszą brudy w słownictwie i całkowita negacja systemu.
Jedyne hasło, jakie można płycie przypisać, to „Odpieprzcie się ode mnie”. Nie znaczy to, że Johnny Rotten był debilem. Po latach okazuje się, że teksty wykrzyczane czy wyrzężone na płycie zawierają spostrzeżenia, na które nie stać byle zawadiaki ze stadionu piłkarskiego. Mamy tu problem przerywania ciąży („Bodies”), mamy aluzje do koszmarów wojny („Holidays In The Sun”), mamy refleksje nad show businessem („E.M.I.”), a także kryzysem osobowości („Problems”).
Album opakowano w znakomitą okładkę autorstwa Kamiego Reida, znawcę i epigona agit-propu epoki rewolucji radzieckiej. Wycięte litery, byle jak ułożone na podobieństwo anonimu, rzucone na amarantowe i żółte tło, zwracały uwagę bardziej, niż wcześniejsze debiuty punkowych kolegów po fachu. Zwłaszcza, że w tytule pojawiało się „brzydkie słowo” bollocks, co tu można tłumaczyć jako „pierdoły” (w sensie: bzdury).
Koniec szwindla
W końcu największy rock’n’rollowy przekręt wszech czasów dobiegł końca. Niebawem po ukazaniu się albumu zespół przestał istnieć. Lydon-Rotten zrejterował z kapeli po koncercie w San Francisco. Nałóg heroinowy doprowadził Viciousa do samozniszczenia. Jones i Cook przez jakiś czas wmawiali szefom Virgin, że zespół istnieje i nawet nagrali pod szyldem Pistolsów singla z Ronnie Biggsem, autorem brytyjskiego napadu stulecia na pociąg z forsą. McLaren zajął się własnymi projektami i dopiero w 1986 roku stanął oko w oko z dawnymi totumfackimi, tym razem jednak jako strona w procesie o pieniądze. Cook, Jones, Lydon i matka Viciousa postanowili po latach upomnieć się o tantiemy. Udało im się wyciągnąć od rudzielca milion funtów.”
Poświęcenie takiej ilości miejsca dla Sex Pistols w mej pracy jest uzasadnione. To właśnie oni stali się pierwszą kapelą punkową, która wzbudziła w świecie tak wielkie poruszenie. Dodatkowo stali się oni wyznacznikami punkowej estetyki muzycznej i stylistycznej. Z jednej strony filozofii „trzech akordów” i niechlujnych wokali, a z drugiej odpychającego i niedbałego wyglądu oraz posługiwania się prowokacyjną symboliką, np. swastyką.
Panteon muzycznych rebeliantów
Jednak punk’77 (określenie pierwszej fali punk rocka) to nie tylko Johnny Rotten i spółka. To także szereg wykonawców, którzy w przeciwieństwie do twórców „Never Mind The Bollocks”, prowadzą działalność w wielu przypadkach po dziś dzień. Jako najważniejsze formacje tamtych burzliwych czasów wymienia się The Damned, Buzzcocks, The Nips, The Vibrators, 999, The Adicts, UK Subs, The Toy Dolls, Sham 69 czy The Clash.
Ci ostatni w historii muzyki gitarowej mają szczególne miejsce. To kapela, która w sposób niemal genialny łączyła karaibskie rytmy reggae i ska z żarliwością i werwą punk rocka. Najlepszym przykładem ich twórczego eklektyzmu jest album „London Calling” (1979). W przeróżnych rankingach na płytę wszechczasów z reguły zdobywa czołowe pozycje. Clash wyróżniali się także na jeszcze jednej płaszczyźnie. Byli jedną z pierwszych tak zaangażowanych politycznie formacji punkowych.
Większość pierwszych punkowych kapel pozostawała apolityczna, a wszelkie formy posługiwania się lewicową lub prawicową estetyką prowadziły tylko do prowokowania otoczenia. The Clash byli natomiast grupą lewicującą, która otwarcie przyznawała się do swoich poglądów. Jej wpływ na publiczność był tak wielki, że po ich koncertach wybuchały na ulicach zamieszki. Tłum do rozruchów prowokowały chociażby takie utwory, jak „White Riot”. Tekst do tej piosenki napisany został przez lidera Joe Strummera pod wpływem obserwacji ulicznych walk czarnej, imigranckiej społeczności z policją. Pragnął, by biali również nie bali się stanąć naprzeciw służbom systemu i manifestować swoje racje.
Oi! music – głos robotniczych dzielnic
Mówiąc o pierwszych latach punk rocka na Wyspach Brytyjskich, nie sposób nie wspomnieć o nurcie oi! music, który do dziś cieszy się dużą popularnością wśród nieprzystosowanych do panujących norm dzieciaków. Ten osobny nurt rozwinął się wskutek opozycji do artystycznych eksperymentów niektórych punkowych grup oraz do pojawiającej się coraz częściej w punkowej muzyce polityki. Miał na celu jednoczenie młodocianych punków i skinheadów, którzy zamiast walczyć o górnolotne przekonania woleli po pracy w fabryce napić się piwa i iść na mecz. Duży wpływ na narodziny oi! miał zespół Sham 69, którego piosenka „If The Kids Are United” stała się nieoficjalnym hymnem nowego zjawiska.
Gdy spora liczba reprezentantów punkowej rewolty pod koniec lat siedemdziesiątych zaczęła odchodzić od radykalnej estetyki na rzecz nowej fali (dla przykładu Johnny Rotten po rozpadzie Sex Pistols założył formację Public Image Ltd.) lub zimnej fali (pierwsza dama londyńskiej sceny punk rock, Siouxsie Sioux z czasem zaczęła z powodzeniem spełniać się w Siouxsie And The Banshees – jak się później okazało, jednym z najważniejszych przedstawicieli cold wave) do głosu zaczęły dochodzić takie formacje, jak Cock SParrer, Cockney Rejects, Angelic Upstarts, Last Resort, The 4-Skins czy The Business. Zespoły te kładły przede wszystkim nacisk na podkreślanie robotniczego rodowodu, przez co proletariat mógł w pełni utożsamiać się z ich twórczością. Nie było tu jednak miejsca na politykę – wszystko opierało się na opisywaniu szarej codzienności, weekendowej zabawy, footballu, mordobić i dumy ze swoich korzeni.
Punk’82 – druga fala punk rocka w Wielkiej Brytanii
Jak już wspomniałem, wiele kapel i muzyków punk’77 poczynało szukać innej artystycznej drogi. Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nadszedł mały kryzys dla nowego ruchu w muzyce, rewolucyjne powietrze zaczęło uchodzić, a społeczeństwo niejako oswoiło się z kontrowersyjną młodzieżą.
Sytuacja ta doprowadziła do powstania „drugiej fali punk rocka”, zwanej punk’82 – jeszcze bardziej radykalniejszej i mocniejszej w swym muzyczno-wizerunkowym wyrazie. Głównymi przedstawicielami nowego zrywu stali się Szkoci z The Exploited oraz Anglicy z GBH i Anti-Nowhere League. Nowa odsłona punka stała się bardziej motoryczna i agresywniejsza, a co za tym idzie mniej przyswajalna dla potencjalnego słuchacza. Również kanony punkowej mody uległy zmianie. Podarte marynarki, trampki, agrafki i rozczochrane włosy zaczęły ustępować miejsca naćwiekowanym ramoneskom (skórzanym kurtkom, które swoją nazwę wzięły od formacji Ramones), glanom i kilkunastocentymetrowym irokezom, pofarbowanym na jaskrawe kolory.
Hardcore – druga fala punk rocka w Stanach Zjednoczonych
W Stanach Zjednoczonych druga fala punk rock to przede wszystkim powstanie nowej, potężnej sceny hardcore. „Powstające w tym czasie hardcore – odnosi się do drugiej fali amerykańskiego punk rocka najpierw zachodniego wybrzeża, później z Waszyngtonu i Bostonu. Nowa scena odróżnia się w ten sposób od zbyt rozmytego i zdewaluowanego pojęcia punk rock, który w klasycznym – głównie brytyjskim – wydaniu był zbyt nihilistyczny lub polityczny, a ten wywodzący się z klubów nowojorskich minionej dekady – zbyt elitarny, stał się już muzyką innego pokolenia.
Hardcore natomiast był dla młodych, zbuntowanych Amerykanów muzyką aktualną i prawdziwą, oraz co ważne – niósł z sobą pozytywne idee, nawołując do działania, a nie tylko negacji systemu. Z czasem wykształca się też muzyka – jeszcze bardziej ekspresyjna i o większym nasileniu emocji. Dr Know z Bad Brains wspomina: „Punk rock pochodzący z Anglii był wówczas bardzo polityczny i nakazywał negację systemu, hardcore – bardziej osobisty – pouczał, by konkurować z systemem, a swój bunt skanalizować w postaci pozytywnej energii.”
Idee niezależności działania szybko prowadzą do powstania niezależnych wytwórni. Właśnie one staną się główną ostoją rozwoju i różnicowania się sceny hardcore, na której pojawiają się coraz to ciekawsze kapele.
Amerykańska scena punk i hardcore, choć z czasem coraz bardziej egalitarna, sięgająca do miasteczek czy wielkomiejskich gett od początku silnie związana była także ze środowiskami akademickimi, gdzie główną arenę prezentacji undergroundu były liczne niezależne rozgłośnie radiowe. Z tym związane było także wytworzenie się swoistej sceny post punkowej i rock’n’rollowej, którą określa się często terminem college rock czy alternative rock. Ciągle działa też scena country punk oraz zaszczepiony na tutejszy grunt punk’n’rollowej stylistyki mod (Modest Proposal, Sqare Edseys, Question), a z drugiej strony także mający punkowe korzenie nurt gotycki – tzw. death rock.
Radykalizacja postaw
Poszukiwania nowych form wyrazu prowadzą przede wszystkim do zaostrzenia brzmienia i radykalizacji postaw. Przejawem tego staje się crossover, za którego twórców uznaje się Suicidal Tendencies i D.R.I. Z innych wykonawców próbujących metalizować brzmienie wymienić trzeba Poison Idea, Crucifix, Die Kreuzen i Battalion Of Saints, a później speed core’owe Accused i Septic Death.
Brutalizacja estetyki najwyraźniej zaznacza się jednak w kosmopolitycznym tyglu, jakim jest Nowy Jork. Inspirująco na rozwój sceny wpływają pierwsze występy Bad Brains i Stimulators oraz działalność sklepu i wytwórni Rat Cage. Obok Agnostic Front w biednych gettach pojawiają się grupy Murphy’s Law, Urban Waste, White Cross, Abused, Cause For Alarm, Crucial Truth, Warzone a nieco później Crumbsuckers i Cromags. Tworzą one zwartą scenę, która w swych poszukiwaniach rozwija stylistykę crossover jako fuzję punk rocka, oi!, trashu a także rapu (Beastie Boys i EP „Pollywoog Stew” z 1982), Cold Crush Brothers (EP „Punk Rock Rap” z 1984). Ze sceną identyfikuje się nie tylko nowa generacja amerykańskich punks, ale także radykalne społeczności murzyńskie, latynoskie oraz odradzający się, pozbawieni rasowych uprzedzeń skinheads. Repertuar nawiązujący do klasyki street punk i oi! prezentują grupy Radicts i The Press. Rodzi się charakterystyczny etos jedności sceny.
Połowa lat 80-tych w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie to okres nieustannej metamorfozy sceny, z jednej strony kolejnych, najczęściej metalicznych mutacji hardcore, z drugiej różnicowania się estetyki bliższej punk rockowej klasyce – neo surfu czy skate core.”
Najwięksi „gracze” Ameryki
W zacytowanym przeze mnie fragmencie książki Jarosława Sobkowiaka nie znalazły się wzmianki o trzech wielkich kapelach, związanych nierozerwalnie z drugą falą punka w Stanach Zjednoczonych. Mowa tu oczywiście o Black Flag, Minor Threat oraz Dead Kennedys. Ze wspomnianymi formacjami związani byli niezwykle cenieni i zasłużeni dla sceny muzycy – są to kolejno Henry Rollins, Ian MacKaye i Jello Biafra.
Pierwszy z nich był najdłużej śpiewającym w Black Flag wokalistą, motorem napędowym zespołu i charyzmatycznym frontmanem. Dziś uznawany jest za ikonę sceny hardcore, nadal tworzy muzykę, ponadto pisze książki, występuje w filmach i jest właścicielem wytwórni muzycznej 2.13.61. Ian MacKaye do historii przeszedł jako lider kapel Minor Threat, Embrace i Fugazi. Pierwsza z nich przyczyniła się do powstania filozofii straight edge. MacKaye jest ponadto założycielem wytwórni Dischord Records. Jello Biafra to z kolei najbardziej kontrowersyjna postać z wymienionej trójki. Jego grupa Dead Kennedys jest jednym tchem wymieniana obok tuzów gatunku, jak Ramones, Sex Pistols czy The Clash.
Anarcho-punk – mocne brzmienie i polityczny manifest
Opisując lata osiemdziesiąte, nie sposób zbagatelizować silną scenę anarcho-punk, z której wyrosły kolejne gatunki muzyczne – d-beat i crust punk. Głównymi przedstawicielami anarchistycznej twarzy punk rocka (przez którą powstał krzywdzący stereotyp, że każdy przedstawiciel subkultury punk jest anarchistą lub lewicowcem) były kapele Crass, Conflict i Oi Polloi. W kręgu anarcho-punks cieszą się one do dzisiaj niesłabnącą popularnością.
Jednak elementy sceny anarcho-punk to także wspomniane nurty d-beat oraz crust punk. Nazwa d-beat wzięła się od kapeli Discharge, która zdefiniowała styl nowego gatunku. Brzmienie prezentowanej przez nich muzyki było szybsze i bardziej brutalne, niż klasyczny punk rock. Z kolei crust wyróżniał się jeszcze mocniejszą, zmetalizowaną i ekstremalną odsłoną punka. Tematyka tekstów przedstawicieli sceny crust (takich jak Amebix czy Nausea) dotyczyła katastrof ekologicznych, zagłady świata, wojen czy obrony praw zwierząt. Crustowcy przyjęli również inny styl wyglądu, różniący się znacznie od klasycznego wizerunku punków – przeważała czarna tonacja ubioru, a znakiem charakterystycznym stała się fryzura o nazwie „crust” (wąski pasek dłuższych włosów pozostawiony z tyłu głowy).
Neo punk, czyli punk w wersji „light”
Początek ostatniej dekady XX wieku to stagnacja muzyki punkowej, która została dodatkowo przyćmiona innym, gitarowym gatunkiem, przeżywającym wówczas swój złoty czas. Mowa tu oczywiście o grunge’u, który jednak „umarł” tak szybko, jak gwałtowanie i niespodziewanie zdominował muzyczny świat. Tak się złożyło, że w roku 1994, gdy samobójstwo popełnił lider najważniejszej grunge’owej kapeli Nirvana, Kurt Cobain, do głosu zaczęła dochodzić kolejna fala muzyki punk rock. Nie ma w tym miejscu już jednak mowy o trzeciej fali punk rocka – powszechnie przyjęto, że komercyjny sukces takich kapel, jak Green Day i The Offspring, określa się mianem „boomu neo punka”. MTV do znudzenia grało wówczas takie klipy, jak „Basket Case” Green Daya czy „Self Esteem” Offspringa.
Nowa twarz punk rocka prezentowała łagodniejsze i bardziej przyswajalne dla laika brzmienie, opierające się na chwytliwej melodyce i dynamicznych refrenach. Świat oszalał na punkcie melodyjnego punk rocka, a takie kapele, jak Rancid, NOFX czy wspomniane wcześniej Green Day i Offspring w latach dziewięćdziesiątych święciły swoje największe sukcesy. Pojawiło się także określenie california punk dla formacji reprezentujących melodyjną odmianę punka, które najczęściej wywodziły się właśnie ze słonecznej Kalifornii, gdzie były ubóstwiane przede wszystkim przez surfującą i skate’ującą młodzież (i tu pojawia się kolejna „szufladka” – skate punk, dla zespołów utożsamiających się mocniej ze skateboardingiem).
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych pojawili się następcy pierwszych neo punkowców – Blink 182, Sum 41 czy Good Charlotte. Ich styl określono mianem pop punk, które ustosunkowywało się do prezentowanej przez nich, jeszcze bardziej łagodnej odsłony neo punka. W tej „łatce” można doszukiwać się drugiego dna, odnoszącego się do komercyjności tej muzyki i chętnego uczestniczenia jej twórców w szeroko pojętej popkulturze i życiu celebrytów (…)
(2007)
EPILOG
Powyższy tekst jest fragmentem mojej pracy licencjackiej i pomyślałem, że nie ma sensu, by kurzył się w szufladzie (dokonałem jedynie drobnych modyfikacji i dodałem nagłówki – zgodnie z obecnymi, sieciowymi normami).
Punk rock stał się tematem moich prac naukowych na studiach (magisterka również dotyczyła tego gatunku i odłamu szeroko pojętej muzyki alternatywnej) nieprzypadkowo. Wybór był prosty, bo muzyka punkowa pojawiła się w moim życiu już w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy miałem osiem lat. Załapałem się na neo punkowy boom w telewizji i stopniowo poznawałem całą klasykę, by z czasem zagłębiać się w coraz to bardziej niszowe odmiany tego gatunku. Wraz z nadejściem wczesnej młodości pojawiły się również koncerty, wyjazdy na festiwale i uliczne bijatyki. Czyli wszystko to, co czyni życie młodego załoganta fascynującym…
I choć od dawna nie noszę kraciaków i kolorowych fryzur, a na koncertach obstawiam bardziej tyły niż szaleję pod sceną, nadal kocham tę muzykę i to zjawisko. Punk rock to ogromna część mojej historii, dlatego też właśnie o nim przeczytacie w Radiu Cykcyk najwięcej. Gabba Gabba Hey!