Albumy wydawane po kilkuletniej przerwie w działalności zespołów zawsze są wielką niewiadomą. Rozłąka muzyków The Gaslight Anthem trwała niemal siedem lat, a czasowa luka między ostatnim albumem „Get Hurt”, a „History Books”, ponad dziewięć. Czy zespół wyszedł z twarzą z tej próby czasu?
Osiem lat temu wydawało się, że muzyczne dzieci Bruce’a Springsteena są tak rozpędzone w swojej twórczości, że lada chwila podbiją rockowy świat. Każda kolejna płyta prezentowała wysoki poziom, grupa potrafiła zaskoczyć odmiennym brzemieniem i aranżacjami, a kilkutysięczne hale zastąpiły małe kluby podczas koncertów.
Latem 2015 roku formacja Briana Fallona niespodziewanie ogłosiła jednak, że potrzebuje przerwy. Chyba nikt z fanów nie spodziewał się, że potrwa ona aż do 2022 roku, a w międzyczasie wielu, łącznie ze mną, straciło wiarę, że do reunionu w ogóle jeszcze dojdzie. Zespół z New Jersey powrócił jednak w zeszłym roku, zagrał przypominającą o swoim istnieniu trasę (którą otworzył koncert w Berlinie), a w 2023 roku podzielił się ze światem nowymi utworami.
Długo oczekiwany powrót
Na pierwszy ogień poszło „Positive Charge”. I obok radości z powrotu Gaslight’ów, nagranie wywołało również niemałe kontrowersje ze względu na dość niecodzienny jak na wcześniejsze dokonania miks i mastering. Dla mnie szorstkość brzmienia była dobrym sygnałem i nadzieją na powrót do korzeni. Kolejne single – tytułowe „History Books”, „Little Fires” i „Autumn” ostudziły te oczekiwania. Finalne dzieło jednak mnie zdecydowanie nie rozczarowało.
Prawda jest taka, że szybko się przestawiłem na realne spojrzenie i nie spodziewałem się drugiego „The ‘59 Sound”. Kocham punkowe The Gaslight Anthem. Kocham je od pierwszego odsłuchu „Great Expectations” na składance Side One Dummy w 2009 roku. Jeśli ktoś miałby mnie zapytać, jaka muzyka określa mnie dźwiękowo i tekstowo jednocześnie jako człowieka i melomana, to bez zastanowienia puściłbym mu drugi krążek Gaslight’ów, ze wspomnianym „Great Expectations” i „Casanova, Baby!” na czele.
Ale sęk w tym, że ludzie się zmieniają. Brian Fallon nie jest już szczupłym, energicznym przystojniakiem w kapeluszu, który żywił się energią emanującą z długich tras koncertowych. Stał się typowym family manem, przytył, zapuścił włosy, popełnił płytę z kolędami, a jeszcze długo po pandemii grał płatne koncerty online z chaty. Coś utracił, a może coś po prostu z niego umknęło. Reaktywacja The Gaslight Anthem obudziła w nim nieco rock’n’rollowego ducha, ale do pewnych rzeczy już nie wrócimy. Więc ja jako fan, cieszę się z tego, co mamy.
Czego możemy oczekiwać po „History Books”?
No więc co oddaje fanom najnowsze wydawnictwo grupy? „History Books” to świetnie zrealizowany album, który wcale nie odstaje od „Get Hurt” czy „Handwritten”. A właśnie do tych pozycji w dyskografii Amerykanów mu najbliżej pod względem stylistycznym. Oczywiście słychać tu również echa solowych dokonań Fallona, którymi wypełnił swoją muzyczną ścieżkę po 2015 roku. Mowa przede wszystkim o „Local Honey”. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Ale ja nie porównywałbym tak prostolinijnie „History Books” do indywidualnych dokonań Briana, a szczególnie do tej słabej pozycji w jego dyskografii.
O „Local Honey” napisałem kiedyś, że płyta miejscami wieje nudą i bliżej jej do najsłynniejszych pościelówek Briana Adamsa, niż dzikości Springsteena z czasów „Born in the U.S.A.”. W przypadku „History Books” nie ma mowy o znużeniu. Jest za to wiele smaczków nawiązujących do bardziej dojrzałej odsłony The Gaslight Anthem. Najlepszy na płycie utwór, nostalgiczne i melancholijne „Michigan, 1975”, brzmi jak epilog dla świetnego coveru Fake Problems „Songs for Teenagers”, znanego z kompilacji „The B-Sides”. „Little Fires” z kolei wydaje się być jakimś zagubionym odrzutem z „Get Hurt”, który spokojnie mógłby się znaleźć na tamtym albumie. Podobnie jak „I Live in the Room Above Her”. „A Lifetime of Preludes” to chyba jakiś hołd dla zapomnianych już nagrań Fallona z Molly And The Zombies. Otwierające płytę „Spider Bites” w przyjemny i lekki sposób kopie dupę, a utwór tytułowy z mistrzem Brucem to przecież kolejny dowód na wspaniałą rockową sztafetę pokoleń. Serio, ciężko znaleźć na najnowszym wydawnictwie Gaslight’ów słabe punkty. Dlatego w moim odczuciu jest to kapitalny krążek. Radio Cykcyk poleca!