Brian Fallon – muzyk z krwi i kości

Brian Fallon - muzyk z krwi i kości
fot. facebook.com/thebrianfallon/

Brian Fallon to muzyk, który dogonił swoje marzenia. Niegdyś pragnął być jak jego wielki idol – Bruce Springsteen. Dziś sam jest uznawany za jednego z czołowych bardów amerykańskiej sceny muzycznej. Bohater tego tekstu w styczniu skończył 40 lat, a 27 marca ukazał się jego trzeci, solowy album.

Tak się składa, że już od dłuższego czasu, czyli blisko dziesięciu lat, jest to mój ulubiony muzyk. Moja przygoda z jego twórczością zaczęła się od formacji The Gaslight Anthem i składanki wytwórni Side One Dummy, która promowała wykonawców z tej stajni. Otwierał ją kawałek „Great Expectations”, który z miejsca pokochałem, i który momentalnie zachęcił mnie do poznania całej twórczości zespołu. Zacznijmy jednak od początku…

„We were scared and tired and barely 17”

Brian Fallon urodził się 28 stycznia 1980 roku w miejscowości Red Bank, w stanie New Jersey, a dorastał w położonym około stu kilometrów dalej mieście Hackettstown. Muzyczne geny odziedziczył po matce, Debbie, która w latach sześćdziesiątych udzielała się w folkowym zespole The Group Folk Singers.

We were scared and tired and barely 17
fot. discogs.com

Pomimo tego, że początkowe, muzyczne zainteresowania Briana zorientowane były na muzykę punkową i alternatywną, jego pierwszy materiał to zbiór akustycznych, autorskich piosenek. Jako siedemnastolatek, Fallon pod pseudonimem No Release nagrał w domowych warunkach materiał na „The Coffeehouse Sessions”. Wydawnictwo własnym sumptem ukazało się jedynie na kasecie w liczbie 200 egzemplarzy. Dziś jest to oczywiście absolutny „biały kruk” dla fanów jego twórczości. Jakość nagrań jest bardzo słaba, mimo to kompozycje są ciekawe i już wtedy można było wychwycić, że dorasta młody muzyk, który niegdyś będzie miał światu wiele do przekazania.

„I hear the thunder out in the distance”

Po wydawniczym debiucie w duchu „do it yourself”, Fallon w 1998 roku powołał punk rockową grupę Surrogate McKenzie, która również własnym sumptem wydała trzy albumy – „Surrogate McKenzie”, „Songs To Grow Up To” (oba w 1998 roku) oraz „The Six Degrees Of Separation” (2000). Po rozpadzie grupy, Brian na krótko w 2001 roku dołączył do formacji Amping Copper, która pozostawiła po sobie sześcioutworowe demo. W międzyczasie koncertował też z melodic punkową grupą Lanemeyer i zaśpiewał dwa utwory na ich „Alarm EP” w 2000 roku (piosenka „Alarm” i cover Soul Asylum „Somebody To Shove”).

I hear the thunder out in the distance
This Charming Man
fot. facebook.com/thischarmingmannewjersey/

Z biegiem lat, pozycja Briana Fallona na lokalnej scenie rosła. W 2004 roku ukazał się materiał „The American Music EP”, sygnowany nazwą Brian Fallon & Cincinnati Rail Tie. Łączył on punkową energię oraz lekkie wpływy country, co może kojarzyć się z dokonaniami Social Distortion. Muzyk szybko porzucił jednak ten projekt na rzecz grupy This Charming Man, w której z czasem spotkał się z późniejszymi członkami The Gaslight Anthem – Bennym Horowitzem i Alexem Levine. Nic więc dziwnego, że często This Charming Man określa się mianem pre-Gaslight Anthem, a jedna z piosenek formacji – „She Coulda Raised The Titanic” – trafiła na pierwszy album TxGxA pod nazwą „1930” (swoją drogą, jest to najlepszy utwór na płycie).

This Charming Man pozostawili po sobie mini album „Every Little Secret”, wydany w 2005 roku i przekształcili się w zespół, który przyniósł Brianowi Fallonowi międzynarodową sławę, a do składu w 2006 roku dołączył jeszcze Alex Rosamilia.

„Did you hear the ’59 Sound coming through on Grandmama’s radio?”

The Gaslight Anthem zaprezentowali się światu w 2007 roku, albumem „Sink or Swim”. Łączył on punkowe brzmienie z bluesem i nastrojowymi balladami oraz klimatycznymi, marzycielskimi tekstami, osadzonymi w amerykańskiej rzeczywistości sprzed kilku dziesięcioleci. Debiut dał jasny sygnał, że narodziła się nowa, punkowa formacja, która potrafi ubarwić swoją muzykę retro klimatem i ciekawymi aranżacjami. Jednak dopiero drugi album wyniósł Gaslightów na piedestał…

Did you hear the '59 Sound coming through on Grandmama's radioKamień milowy w historii grupy – „The ‘59 Sound” – został wydany w 2008 roku. Stanowi konglomerat punk rocka, klasycznego rock’n’rolla, bluesa i amerykańskiego folku. „The ‘59 Sound” łączy przebojowość, melancholię, energię i unikalny nastrój. W warstwie tekstowej, Fallon znów zaserwował swoim fanom powrót do przeszłości – świat damsko-męskich romansów w stylu noir, starych cadillaców, kin na świeżym powietrzu, jazzowej muzyki, pracy w fabryce, smutku, nostalgii czy młodzieńczej pogoni za uczuciami i lepszym życiem. Album został świetnie przyjęty przez krytykę oraz fanów i zapewnił zespołowi duży wzrost popularności.

W 2009 roku The Gaslight Anthem zaprezentowali swój nowy materiał na festiwalu Glastonbury w Wielkiej Brytanii. Podczas wykonywania utworu tytułowego, na scenie do grupy dołączył Bruce Springsteen – największa inspiracja Briana Fallona i jego niekwestionowany, muzyczny autorytet. Wówczas stało się jasne, że formacja nie jest już jedynie podrzędną, punkową kapelką ze Stanów. Narodziła się nowa gwiazda muzyki alternatywnej.

„And goodbye, fairweather home and your faithless factories”

W 2010 roku ukazał się kolejny album TxGxA, zatytułowany „American Slang”. Poprzeczka po poprzednim krążku była zawieszona tak wysoko, że nie sposób ją było przeskoczyć. Trzecia płyta zespołu obroniła się jednak bez problemu. Grupa ponownie zaserwowała fanom urokliwe, romantyczne i melancholijne opowieści, przesiąknięte do cna tradycyjnym, amerykańskim brzmieniem. Choć punk rocka było tu już zdecydowanie mniej.

And goodbye, fairweather home and your faithless factories
The Horrible Crowes
fot. facebook.com/thehorriblecrowes/

W międzyczasie Fallon zaangażował się w swój side-project, który stworzył z zaprzyjaźnionym muzykiem, Ianem Perkinsem. Wspomagał ich również Alex Rosamilia. Formacja The Horrible Crowes w 2011 roku wypuściła album „Elsie”. Jego klimat różnił się od dokonań The Gaslight Anthem i zwiastował kierunek, w jakim Brian pójdzie na ścieżce kariery solowej. Nagrania były znacznie bardziej stonowane, wręcz intymne, a gatunkowo przeważał tu blues, soul i nastrojowy rock. „Kruki” pozostawiły po sobie jak dotąd tylko wspomniany krążek z 2011 roku.

„I met you between the wax and the needle
In the words of my favorite song”

The Gaslight Anthem powrócili latem 2012 roku z albumem „Handwritten”. Płyta jest bardziej kontrastowa niż poprzedniczki – typowo punkowe utwory (jak „45” czy „Desire”) mieszały się tu z oszczędnymi w treści, ale pięknymi balladami („Mae”, „National Anthem”). Ogólne brzmienie krążka było już jednak znacznie bardziej rockowe czy też wręcz „stadionowe” – wyraźnie słychać było, że grupa idzie w kierunku wielkich hitów i wyprzedawania ogromnych sal koncertowych, a odchodzi od punkowych korzeni. Dla zespołu z takim potencjałem była to jednak naturalna droga rozwoju i należy podkreślić, że zespół nigdy nie zatracił swojego stylu i nigdy się (kolokwialnie mówiąc) nie „sprzedał”. 

I met you between the wax and the needle
The Gaslight Anthem
fot. facebook.com/thegaslightanthem/

Ich ewolucję dobrze oddają występy w stolicy Niemiec. Jeszcze przed wydaniem „The ‘59 Sound”, bilet na ich koncert w Berlinie kosztował 8 euro – przyszło na niego kilkadziesiąt osób. W 2012 roku, podczas trasy promującej „Handwritten”, grupa wyprzedała Columbiahalle, mogącą pomieścić ponad trzy tysiące fanów. Bilety kosztowały 40 euro. Właśnie wtedy, w listopadzie 2012 roku, po raz pierwszy zobaczyłem ich na żywo. Wieczorny show poprzedził kameralny, akustyczny koncert Briana w Ramonesmuseum około godziny 14:00. Ciężko mi było znaleźć tę miejscówkę, więc gdy tam wpadłem, w lokalu ledwo szło upchnąć szpilkę. Stanąłem więc w przedsionku, nie widząc muzyka, a jedynie go słysząc. Amerykanin okazał się jednak bardzo wyluzowanym gościem i poświęcił fanom dużo czasu po występie, rozmawiając i robiąc z ludźmi zdjęcia. Również ja załapałem się na pamiątkową fotę:

I met you between the wax and the needle In the words of my favorite song
Radio Cykcyk i Brian Fallon, Berlin, 2012 rok

Warto wspomnieć, że „Handwritten” ma dla mnie dodatkowe znacznie, ponieważ płyta wyszła w momencie, gdy przeżywałem swoją największą, życiową tragedię. Towarzyszyła mi przez cały ten czas, przez wszystkie trudne wieczory i również długo później.

„One by one we drifted away”

Moja ukochana kapela kolejny album wypuściła w czerwcu 2014 roku. „Get Hurt” okazał się ostatnim, jak dotąd, dokonaniem grupy. Krążek jest świadectwem rozstania Briana z jego żoną, Holly. To bardzo nastrojowy materiał, stylistycznie utrzymany w klimacie poprzedniczki, ale z ciekawszymi aranżacjami i odważniejszymi, muzycznymi wycieczkami. Kilka miesięcy wcześniej ukazał się też zbiór akustycznych wersji piosenek, odrzutów i nagrań live, zatytułowany „The B-sides”.

One by one we drifted away
The Gaslight Anthem, Berlin, 2014 rok
fot. Radio Cykcyk

31 października 2014 roku po raz kolejny miałem okazję ujrzeć The Gaslight Anthem na żywo. Ponownie w Berlinie i ponownie w Columbiahalle. Zespół dał niezwykle energetyczny występ i zaskoczył wszystkich halloween’owym imagem – muzycy pojawili się na scenie przebrani i wymalowani jak kościotrupy.

„We could run all night and dance upon the architecture”

Ostatnia okazja, by zobaczyć formację Fallona na żywo, pojawiła się kilka miesięcy później. Amerykanie 17 czerwca zagrali jedyny koncert w Polsce, w warszawskiej Proximie. Było to dla mnie ogromne wydarzenie i jak się później okazało – najlepszy występ live, jaki widziałem. Wszystko za sprawą intymnego klimatu, jaki panował na koncercie, choć paradoksalnie dla zespołu, cała sytuacja mogła być lekko frustrująca.

O co chodzi? Jak już wspomniałem wcześniej, TxGxA jakoś od 2010 roku zaczynali wyprzedawać kilkutysięczne hale w europejskich stolicach, nie mówiąc o koncertach w rodzimych Stanach Zjednoczonych. Na koncercie w Warszawie bawiło się około… trzystu osób. Niska frekwencja mogła być więc niemiłym zaskoczeniem dla muzyków, ale dla mnie, jako fana, występ był unikatowy. Wyglądał on jak początki działalności Gaslightów, na które się nie załapałem, gdy na ich koncerty przychodziło po kilkadziesiąt osób, grupa miała bezpośredni kontakt z publicznością, a w powietrzu rządziła szalona, punkowa energia. Właśnie tak wyglądał show w stolicy Polski, gdzie nie zabrakło nawet cround surfingu w moim wykonaniu podczas „Casanova Baby!”.

We could run all night and dance upon the architecture
The Gaslight Anthem, Warszawa, 2015 rok
fot. Radio Cykcyk

Niestety, w drugiej połowie 2015 roku zespół ogłosił trwającą do dziś przerwę w działalności (pomijając krótki reunion, o którym napiszę w dalszej części tekstu).

„I want a life on fire, going mad with desire”

I want a life on fire, going mad with desireBrian Fallon nie próżnował po zahibernowaniu The Gaslight Anthem. Już w marcu 2016 roku ukazał się jego pierwszy, solowy album – rewelacyjne „Painkillers”, które jest hołdem dla ludowej muzyki amerykańskiej. Album łączy wpływy folku, country, rock’n’rolla i rhythm & bluesa. To kapitalna americana z kilkoma energicznymi momentami. Płyta ustawiła Fallona w jednym szeregu z takimi wykonawcami, jak: Bruce Springsteen, Johnny Cash, Bob Dylan czy Tom Waits. Część piosenek (w nieco innych aranżacjach) mogliśmy już wcześniej usłyszeć na portalu Youtube. Fallon od 2013 roku prowadził bowiem swój kolejny side-project o nazwie Molly And The Zombies. Kapela zagrała parę koncertów, wypuściła do sieci kilka piosenek, a po debiucie Briana słuch po niej zaginął.

Z tego miejsca warto zauważyć, że Fallon już od dawna wykazywał zainteresowanie korzeniami amerykańskiej muzyki. Jego pierwsze utwory utrzymane w tym klimacie, pojawiły się w sieci już w okolicach 2010 roku. A mowa tu o „No Weather”, „Italian Lightning”, „The Blues, Mary” i własnej interpretacji amerykańskiego, folkowego standardu „Goodnight, Irene”. Muzyk zresztą wybrał się w 2011 roku w trasę „The Revival Tour” z innymi punkowymi artystami, którzy pokochali americanę i alt-country – między innymi Dave’em Hausem (który zresztą często koncertuje z Fallonem i wcześniej z TxGxA), Danem Andriano z Alkaline Trio czy Chuckiem Raganem z Hot Water Music. Trasę dokumentuje składankowa płyta, a wiele nagrań live można znaleźć na Youtube. Rzecz warta poznania!

„Mary, this station is playing every sad song
I remember like we were alive”

9 lutego 2018 roku światło dziennie ujrzał drugi, solowy album Briana, zatytułowany „Sleepwalkers”. Znalazło się na nim 12 utworów. Krążek ten różni się od „Painkillers”. Przede wszystkim autor uwydatnił tutaj swoje fascynacje muzyką brytyjską oraz amerykańskim soulem. Świadczy o tym chociażby piosenka-hołd dla Etty James, zmarłej w 2012 roku wokalistki soulowo-bluesowej z Kalifornii. Znacznie mniej jest tutaj folku i country, kosztem rytmicznych kompozycji, zahaczających często o wspomniany soul.

Mary, this station is playing every sad song
fot. facebook.com/thegaslightanthem/

W połowie 2018 roku Brian Fallon ponownie zszedł się ze swoimi kolegami z The Gaslight Anthem. Zagrali około 20 występów w ramach trasy z okazji dziesięciolecia wydania kultowego „The ‘59 Sound”. Grupa zagrała w kilku europejskich miastach, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Wydarzeniu towarzyszyło wydanie kompilacyjnego albumu „The ‘59 Sound Sessions”. Znalazły się na nim wcześniej niepublikowane wersje piosenek z najlepszej płyty zespołu. Była to ostatnia jak dotąd aktywność TxGxA. Po zakończeniu trasy Fallon ponownie skupił się na karierze solowej, a pozostali muzycy wrócili do swoich projektów.

„As we go down, down, down from our youth to the ground”

As we go down, down, down from our youth to the ground
fot. facebook.com/thebrianfallon/

Brian Fallon nigdy nie był typem rock’n’rollowego outsidera. Nigdy nie przesadzał z używkami i nie był bohaterem skandali. W którymś z wywiadów powiedział, że nie pije, bo na drugi dzień kac nie daje mu żyć. W którymś z nagrań przestrzegał młodych ludzi przed robieniem sobie tatuaży, bo swoich najchętniej by się pozbył.

28 stycznia skończył 40 lat. Ponownie się ożenił i ma dwójkę dzieci. Skupił się w pełni na rodzinnym życiu. 27 marca ukazał się jego trzeci album, zatytułowany „Local Honey”. Fallon przeszedł przez te wszystkie lata ewolucję – od punka do barda. I choć jego muzyczny dorobek jest jeszcze ubogi, zapracował już sobie na szacunek, jakim darzony jest chociażby jego największy idol, Bruce Springsteen. Bo co tu dużo mówić – Brian Fallon to muzyk z krwi i kości.