Retroteka: Angels & Airwaves – We Don’t Need To Whisper (2006)

Retroteka Angels & Airwaves - We Don't Need To Whisper

Kto by się spodziewał, że strojący przez kilka dobrych lat głupie miny gitarzysta i wokalista pop punkowego Blink 182, po rozpadzie macierzystej formacji stworzy jedną z najciekawszych i najpiękniejszych propozycji muzycznych pierwszej dekady XXI wieku?

Tom DeLonge, stojąc w 2005 roku na muzycznym rozstaju dróg, postanowił powołać do życia nowy zespół, którego muzyka, wbrew pozorom, diametralnie różni się od dokonań Blinka. Skład uzupełnili Ryan Sinn (znany wcześniej m.in. z Distillers), David Kennedy (który z liderem AVA gra także w Box Car Racer) i Atom Willard (były już członek The Offspring). Natchniony Tom wraz z kolegami wszedł do studia i stworzył muzykę płynąca prosto z głębi jego serca. Swoją drogą z twórczości inspirowanej kosmosem i II wojną światową musiało wyjść coś nieprzeciętnego. I wyszło.

Lider Angels & Airwaves chciał dać ludziom moment eskapizmu i ze swojego zamierzenia wywiązał się w stu procentach. „We Don’t Need To Whisper” to album piękny, odrealniony, a wręcz uduchowiony, nacechowany artyzmem. To muzyka posiadająca w sobie głęboką dawkę fantazji, wyobraźni, pasji i emocji Toma DeLonge. Jest tu cała gama dźwiękowych barw, co od razu przywodzi na myśl Explosions In The Sky, ale z kolei przejmujący wokal i doza elektroniki pozwalają przyrównać AVA nawet do geniuszy z A Fire Inside. Warstwa tekstowa i symbolika związana z grupą to nic innego, jak nowa twarz zapomnianego już nieco space rocka – podgatunku, który przyniósł sławę „barrettowskiemu” Pink Floyd czy Hawkwindowi.

Być może niesiony falą optymizmu przesadzam, ale DeLonge tą płytą wyprzedził swoją epokę, nadał rockowi alternatywnemu nowy kierunek, którym w najbliższych latach zespoły z tego nurtu będą podążać. Mnie ta muzyka pochłonęła, pora na Was.