MONSTERIADA. Horror punk, psychobilly, deathrock i inne, muzyczne koszmary

MONSTERIADA. Horror punk, psychobilly, deathrock i inne, muzyczne koszmary

Sceniczny świt żywych trupów swój początek miał już w latach ’50, a pełen rozkwit (pod łatką m.in. psychobilly) osiągnął trzy dekady później… 

W czasach, gdy Crimson Ghost – logo najsłynniejszej horror punkowej kapeli Misfits – jest jednym z symboli popkultury, a Polacy doczekali się swoich muzycznych umarlaków, warto spojrzeć na całe zjawisko jeszcze raz, od początku.

Prekursorzy koszmaru

Prekursorzy koszmaru
Screamin’ Jay Hawkins

Gdy mówimy o pierwszych aktach fuzji psychobilly muzyki i horroru, na myśl przychodzą nam nazwiska Alice Coopera i Ozzy’ego Osbourne’a. Jednak nie kto inny, jak Screamin’ Jay Hawkins, zapoczątkował sceniczną formę ekspresji związaną z estetyką grozy. W 1956 roku czarnoskóry były bokser nagrał znany po dziś dzień standard „I Put A Spell On You”. Wykonywaniu piosenki towarzyszył szokujący i niezwykle nowatorski jak na tamte czasy sceniczny show. Screamin’ Jay był wnoszony na scenę w płonącej trumnie. Do zbioru jego gadżetów należały natomiast gumowy wąż, satynowa peleryna czy czaszka na kiju.

Kolejnym etapem rozkwitu estetyki grozy w muzyce było wydanie pierwszej płyty zespołu Black Sabbath, 13 lutego (w piątek) 1970 roku. Kapela już od początku zaczęła skupiać wokół siebie dziwacznych fanów, z których sporo uważało się za satanistów czy nawet czarownice. Pociągał ich mroczny image zespołu, nazwa zaczerpnięta z horroru mistrza włoskiego kina grozy Maria Bavy i makabryczne, ponure teksty. W utworze „Bloodbath in Paradise” zespół dawał upust fascynacji przeraźliwym zbrodniom Charlesa Mansona. Uwagę przykuwał również charakterystyczny lider Ozzy Osbourne. Podczas jednego z koncertów, odgryzł on głowę rzuconemu na scenę nietoperzowi. Stało się to w skutek feralnej pomyłki, ponieważ wokalista myślał, że zwierzę było gumowe. Jednak Ozzy żadnych wątpliwości co do żywotności zwierzęcia nie miał podczas podpisywania umowy z wytwórnią CBS, kiedy to z premedytacją odgryzł głowę przyniesionemu przez siebie na spotkanie gołębiowi.

Prekursorzy koszmaru 1
Alice Cooper

Krok dalej, niż odgryzający małym zwierzętom głowy Osbourne, poszedł Alice Cooper. Artysta ten został uznany za jednego z najważniejszych przedstawicieli nurtu shock rock, który, jak sama nazwa wskazuje, zakładał szokujące i obrazoburcze sceniczne akty, powiązane z muzyką gitarową. Cooper na scenie występował z żywym wężem boa, elementami spektaklu były kaftany bezpieczeństwa, łańcuchy czy gilotyny. Do tego dochodził upiorny image muzyka, który wystraszyłby niejednego chojraka.

Skowyt w świetle księżyca

Screamin’ Jay Hawkins dał inspirację przede wszystkim Cooperowi, z kolei Cooper i Osbourne stali się wzorem dla mnóstwa zespołów związanych z przeróżnymi nurtami muzyki metalowej.

Skowyt w świetle księżyca
Cradle Of Filth

Image wylansowany przez Alice’a, stał się niemal kanonem w metalowym światku lat ’80. Najsłynniejszymi kapelami, które oprócz wyglądu nawiązywały do estetyki grozy, były wówczas Iron Maiden i Mercyful Fate. Nazwa tego pierwszego zespołu odnosiła się bezpośrednio do średniowiecznego narzędzia tortur, natomiast maskotką formacji został maszkaron Eddie, który pojawia się na okładkach płyt kapeli od ponad dwudziestu lat. Z kolei Mercyful Fate to zjawisko, które dało początek scenie black metalowej, gdzie satanizm, diabelskie makijaże, stroje i zachowania (zakrawające w większości przypadków na groteskę) są na porządku dziennym.

Obecnie jednym z najsłynniejszych zespołów black metalowych jest Cradle Of Filth, którego muzycy charakteryzują się na wampiry. Warto zaznaczyć, że kapela wydała niskobudżetowy horror gore „Cradle Of Fear”, który w swojej kategorii jest produkcją bardzo udaną. Wspomniany wcześniej Mercyful Fate rozpadł się w 1985 roku, jednak jego charakterystyczny wokalista King Diamond kontynuował karierę solową, z czasem budując sobie pozycję jednego z największych muzyków operujących estetyką grozy. Muzycy metalowi w dalszym ciągu w swych tekstach i wyglądzie mniej lub bardziej odwołują się do horrorów. Najczęściej są to odniesienia do brutalnego podgatunku gore. Wystarczy wspomnieć o takich wykonawcach, jak Necrophagia czy Cannibal Corpse, u których zarówno w tekstach, jak i teledyskach, trup ściele się gęsto.

Horror punk – czaszki, devilocki i punk rock

Utrzymane w śmiertelnie poważnej wymowie wycie do księżyca, przyjmowanie dzikich póz, malowanie twarzy, noszenie ogromnych pieszczoch i skórzanych wdzianek, charakterystyczne dla black metalowców, uczyniło z czasem z ich środowiska auto-karykaturalną groteskę. Punkowcy z Misfits, by uchronić się od podobnej pułapki, otoczce wokół swej muzyki nadali komiksowy charakter, któremu było bliżej do tandetnych horrorów „klasy B”, niż czarnych mszy, organizowanych przez fanatycznych wyznawców Lucyfera.

Horror punk - czaszki, devilocki i punk rock
Misfits

We are the Fiend Club

Misfits powstali w 1977 roku i już od początku wykazywali uwielbienie do kina grozy lat ’60. Z czasem wykrystalizował się ich charakterystyczny image, na który składały się trupie makijaże, koszulki i rękawice z nadrukowanymi kośćmi, charakterystyczne fryzury „devilocki” oraz logo zespołu, które dziś znają już chyba wszyscy, czyli Crimson Ghost. Nawet instrumenty kapeli niewiele odbiegały wyglądem od swych właścicieli. Teksty oscylowały głównie w okolicach tematyki horrorów „klasy B” lub morderstw. Zespół stał się pionierem nurtu horror punk, który dziś cieszy się dużą popularnością na całym świecie. Zespół posiada nawet swój japoński cover-band – Balzac, oraz polski – 666 Aniołów.

Dyskutując o Misfits, nie sposób nie zwrócić uwagi na wielki kult, jaki wytworzył się wokół kapeli. Jego rozwój rozpoczął się po rozpadzie zespołu w 1983 i rośnie z roku na rok. Pomimo tego, że w połowie lat ’90 Jerry Only, jeden z założycieli kapeli, reaktywował ją, psując nieco legendę formacji. Powrót zespołu okazał się jednak udany. Powstały dwie świetne płyty „American Psycho” i „Famous Monsters”, nagrane z nowym wokalistą, które przysporzyły Misfitsom wielu nowych fanów. W 2000 roku zespół wystąpił nawet w dziele mistrza horroru George’a A. Romero, pt. „Bruiser”.

Internetowe sklepy prześcigają się w produkcji coraz to nowych gadżetów związanych z zespołem. Oprócz setek wzorów koszulek, możemy się zaopatrzyć także w ubranko dla psa z logiem Misfits, ołówki, odświeżacz powietrza do auta, kieliszki czy deskorolki. Wszystko oczywiście utrzymane w charakterystycznej grafice kapeli. Sam Crimson Ghost stał się już elementem popkultury i często zdarza się, że jego aparycję można ujrzeć na ubraniach osób, które o samym zespole nie wiedzą raczej nic.

Rock gotycki – Bela Lugosi’s undead

Pod koniec lat ’70, gdy z punkowej, muzycznej rebelii zaczynało nieco uchodzić powietrze, do głosu zaczęły dochodzić kapele, które pragnęły urozmaicić swoje brzmienie o coś więcej, niż jedynie trzy akordy. Poczęły rodzić się gatunki cold wave i gothic rock.

Rock gotycki - Bela Lugosi's undead
Bauhaus

Za twórców tego drugiego uważa się brytyjski zespół Bauhaus. Nakładem wytwórni Small Wonder Records, w 1979 roku ukazał się ich pierwszy i jak później się okazało, kultowy singiel. „Bela Lugosi’s Dead” stanowił novum w świecie muzyki. Na krążek składały się kapitalny utwór tytułowy oraz zawarty na stronie B kawałek „Boys”.

Rock gotycki - Bela Lugosi's undead 2
Bela Lugosi

„Bela Lugosi’s Dead” była piosenką poświęconą legendarnemu, węgierskiemu aktorowi Beli Lugosiemu. Zasłynął on rolą hrabiego Draculi w ekranizacji powieści Brama Stokera z 1931 roku. Aktor u szczytu popularności był po prostu gwiazdą kina grozy, lecz z biegiem lat popadł w artystyczny niebyt. Pod koniec kariery występował w tak niedorzecznych produkcjach, jak np. „Bela Lugosi Meets A Brooklyn Gorilla” czy w zrealizowanym przez „najgorszego reżysera świata”, Eda Wooda, „Glen or Glenda”. Spadek popularności aktora doprowadził do uzależnienia się od morfiny. Z biegiem lat Lugosi coraz bardziej zatracał granicę między rzeczywistością a fikcją. Pod koniec życia sypiał w trumnie, a na własne życzenie został pochowany w kostiumie hrabiego Draculi.

Dzięki utworowi Bauhaus, Bela Lugosi „zmartwychwstał”, uwalniając się od zapomnienia. Mało tego – aktor zyskał ponadczasową sławę. W ostateczności stał się bardziej popularny od swojego odwiecznego rywala po fachu – Borisa Karloffa. O czym świadczą bilanse sprzedawanych po obu artystach pamiątek.

Tym samym narodził się rock gotycki. Kładący główny nacisk na specyficzną atmosferę, związaną z upiornymi zamczyskami, wampirami czy tematyką śmierci i cierpienia.

Psychobilly – martwi potomkowie Elvisa

Prawdziwym zagłębiem zespołów żywcem czerpiących z estetyki horrorów „klasy B” i tandetnych filmów science-fiction, jest scena psychobilly /gothabilly.

Psychobilly - martwi potomkowie Elvisa
The Cramps

Kultowa już dziś wśród miłośników tego rodzaju muzyki kapela The Cramps, jako pierwsza zespoliła nuty psychobilly z upiornym wyglądem i tematyką tekstów. Należy jednak zaznaczyć, że ów zespół określał swój styl mianem „rockabilly voodoo”. Muzyka psychobilly jest fuzją punkowej energii ze stylem rockabilly, który reprezentował między innymi sam „Król”, Elvis Presley. Od pewnego czasu coraz większą popularnością cieszy się gothabilly. Łączy estetykę psychobilly z nieco bardziej mrocznymi klimatami, charakterystycznymi dla rocka gotyckiego.
Nie sposób nie wspomnieć też o deathrocku, który narodził się w Stanach Zjednoczonych. Jest to gatunek charakteryzujący się post-punkowym brzmieniem i mroczą aurą. Jednak muzyka jest tu o wiele bardziej pokręcona i niespokojna, niżeli w rocku gotyckim. Główni przedstawiciele tego niekonwencjonalnego gatunku, to: Sex Gang Children, UK Decay, Christian Death czy 45 Grave. Wokalistką tego ostatniego jest pierwsza dama Deathrocka – Dinah Cancer).

Psychobilly deathrock, czyli straszenie po polsku

Psychobilly deathrock Straszenie po polsku
Miguel And The Living Death

„Polacy nie gęsi” i swój mroczniacki zespół mają! Mowa tu o warszawskiej formacji Miguel And The Living Dead, która swoją nieprzeciętną nazwę zaczerpnęła oczywiście z horrorów. Ich muzyka to wszystko, co żywe trupy lubią najbardziej. Deathrock, gotyk i psychobilly, podrasowane punkową werwą i smaczkami w postaci odniesień do spaghetti westernów. Do tego dochodzą teksty opowiadające o żywej śmierci, morderczych klaunach z kosmosu i cmentarzyskach. Do tego obłąkańczy głos wokalisty Slavika, sceniczny trupi image i charakterystyczny klimat horrorów „klasy B”, unoszący się nad całą kapelą i jej akompaniamentem.

Śmiało można rzec, że Miguel, to obecnie nasz najlepszy muzyczny towar eksportowy. Zespół w trakcie swojej krótkiej kariery, miał okazję występować obok takich tuzów, jak Sex Gang Children czy The Damned. Szkoda jednak, że kapela pozostaje niedoceniana w kraju. Swój debiutancki album zespół musiał wypuścić nakładem austriackiej wytwórni Strobelight Records. W Polsce nikt nie był zainteresowany wydaniem tego materiału!

Spłata mrocznych długów

Świat filmowego horroru przeżywa obecnie kryzys. Po tłustych latach ’70 i ’80 przyszedł czas na stagnację. Miłośnicy kina grozy cały czas rozkochują się w dziełach przeszłości, gardząc nowymi produkcjami, w których klimat zastępują dziesiątki efektów specjalnych. Muzyce na dobre wyszła fuzja gitar spod znaku psychobilly i innych oraz filmowego koszmaru. Może nadszedł czas, by gatunek filmowy odzyskał mroczny dług wdzięczności udzielony muzyce i zaczął czerpać inspiracje z gitarowego podwórka?

/2006 rok/