Powyższy napis umieściłem na murze budynku przy ulicy Kolejowej w Gorzowie w okolicach 2001 roku.
Z biegiem czasu napis zanikał, by w końcu ostatecznie przejść do historii pod warstwą nowej elewacji. Pamięć o Piotrze „Magiku” Łuszczu pozostała niezmiennie silna i odporna na czas.
Dokonania Maga wywoływały na mnie potężne wrażenie już od pierwszego zetknięcia z muzyką Kalibra 44 w 1999 roku. Jego unikalny styl, niebywała ekspresyjność, szczerość i zaangażowanie wynosiły Piotrka wysoko ponad Jokę, Daba i całą resztę polskich artystów hip hopowych. „Plus i minus” stał się moim małym hymnem, choć słowo „hymn” nie jest zbyt właściwe w kontekście trzynastolatka oczarowanego piosenką o obawie przed wirusem HIV. Niemniej muzyczna wrażliwość i artyzm Magika trafiały idealnie w mój, wyrabiający się dopiero, muzyczny światopogląd.
W lutym 2001 w Machinie przeczytałem, że najbardziej ceniony przeze mnie raper odebrał sobie życie (nie było wówczas internetu i przeważająca większość informacji docierała z opóźnieniem). Poczułem się nieswojo, nie mogłem w to uwierzyć. A jednak było to smutnym faktem, tragicznym wydarzeniem, które przyniósł los. Wkrótce potem zapoznałem się z „Kinematografią” Paktofoniki, która to obok „Świateł Miasta” Grammatika wyniosła polski hip hop na kolejną płaszczyznę artystycznej wartości. Do dziś te krążki kojarzyć mi się będą z beztroskim okresem wkraczania w młodość, kiedy siedzenie na schodach osiedlowego sklepu zaczynało zastępować wspinanie się po drzewach i jazdę na rowerze. Pierwsze browary, pierwsze jabole pite w kółeczko, zainteresowanie dziewczynami, rodząca się nienawiść do policji. Ciepłe wiosenne wieczory, gdy wracałem z szumiącą głową ze szkolnych zajęć sportowych, godziny spędzone na terenie zdezelowanych, nieistniejących już fabryk Ursusa (na miejscu których ma powstać wielkie centrum handlowe), dziesiątki sesji w Warhammera. Te piękne wspomnienia nierozerwalnie łączą się z melodiami „Chwil ulotnych”, „Ja to ja”, „Priorytetów” i reszty piosenek z „Kinematografii”.
Ubolewam, że ten świetny zespół nie miał okazji rozwinąć swojej twórczości. Ubolewam, że Mag Magik I zdecydował się na krok ostateczny. Uważam, że nie zasłużył na taki obrót spraw i tak tragiczny koniec.
W grudniu 2008 roku, za pośrednictwem Internetu, dowiedziałem się, że jeszcze w tym samym miesiącu ukazać ma się wydawnictwo książkowe poświęcone Paktofonice i przede wszystkim osobie Maga.
Z biegiem lat zdążyliśmy pogodzić się z jego odejściem, jednak narastająca wokół jego śmierci aura pytań i niedomówień nigdy nie została rozwiana. Fani nie mieli okazji usłyszeć konkretnej odpowiedzi na pytanie o przyczyny desperackiego kroku Piotra. Dlatego też duże nadzieje na poznanie prawdy związano z książką Macieja Pisuka pt. „Paktofonika”, na którą składają się wywiad z Pisukiem oraz napisany przez niego scenariusz do nieistniejącego filmu „Jesteś Bogiem”. Przyznać należy, że ów tytuł jest pozycją dość niecodzienną, ponieważ niezwykle rzadko czytelnik dostaje w swoje ręce scenariusz filmowy w formie książki. W normalnych warunkach (czyt. bardziej „cywilizowanym” kraju), zabrano by się z miejsca za zekranizowanie pracy Pisuka. Niestety, w Polsce nikt nie jest zainteresowany stworzeniem filmu opowiadającego o losach Pfk. Dlatego też autor postanowił wydać swoje dzieło (któremu poświecił kilka lat życia) w nietypowej formie. I chwała panu Pisukowi za to!
Nadmienić należy, że scenariusz był pisany pod kątem filmu fabularnego, dlatego też w historii spisanej przez autora znajdują się elementy fikcyjne. Jest to pierwszy mankament dla miłośników Magika i Paktofoniki, ponieważ na dobrą sprawę ciężko wychwycić które wątki w tekście nie miały miejsca w rzeczywistości. Można się tylko domyślać.
Niektórych męczyć może forma zapisu, typowa dla scenariusza, a więc podział na sceny, dźwięki z offu, sekwencje montażowe itd. Z drugiej jednak strony odbiorca oczami wyobraźni tworzy swój własny film.
„Jesteś Bogiem” to świetny materiał na pełnowymiarowy obraz, zresztą Pisuk odnosił już pewne sukcesy w tej materii. Całość czyta się jednym tchem, więc z niemal 350 stronami książki uporać się można w kilka godzin. Dodatkowym smaczkiem są niepublikowane wcześniej fotografie muzyków, ich rodzin i otoczenia oraz zdjęcia kartek z oryginalnymi zapisami tekstów. Scenariusz nakreśla nam dość rzeczowo stan mentalny chłopaków z okresu powstawania i rozwoju formacji, ich sytuację materialną oraz przejścia związane z nagrywaniem utworów, kontaktami z wydawcami, kręceniem teledysków. To dzięki „Jesteś Bogiem” dowiadujemy się, że Mag nie miał za co kupić prezentu na święta swojemu synkowi, że brak pieniędzy powodował frustrację i zwątpienie, że kontakty z żoną Justyną były dalekie od ideału.
Po przeczytaniu lektury ogrania nas jednak uczucie lekkiej pustki, niedosytu, niedopowiedzenia. „Jesteś Bogiem” to solidny scenariusz; materiał na obiecujący film, opowiadający o bohaterach swojego pokolenia. To suma 189 scen przedstawiających narodziny i rozwiązanie jednego z najważniejszych składów hip hopowych w historii naszego kraju oraz perypetie życiowe jego członków. To także swoisty hołd złożony Magikowi i jego rodzinie. Ale niestety nie jest to rzetelna biografia Piotra Łuszcza i Paktofoniki, a nie ukrywam, że na coś takiego liczyłem i czegoś takiego nadal mi brakuje.
W „Paktofonice” Pisuka zabrakło konkretnych zwierzeń/wspomnień/wypowiedzi/przemyśleń związanych z poszczególnymi wydarzeniami w życiu grupy i jej muzyków. Zabrakło konkretnych faktów, dokładnego umiejscowienia w czasie. Zabrakło narracji, zabrakło pytań. W końcu zabrakło odpowiedzi, a te były potrzebne…
/2009 rok/