„Stage Four” to bez wątpienia jeden z najlepszych w ostatnich latach concept albumów w świecie muzyki alternatywnej. I przede wszystkim najszczerszy.
Był 31 października 2014 roku. Touche Amore zamykali właśnie swoją trasę koncertową w Gainesville na Florydzie. Wokalista, Jeremy Bolm, po występie wrócił na zaplecze i sprawdził swój telefon. Już wyruszając w trasę wiedział, że jego matka jest w fatalnym stanie, że wyniszcza ją rak. Ale sama nakazała mu ruszyć z zespołem i nie zostawać w domu. Gdy po tym ostatnim koncercie zobaczył w telefonie nieodebrane połączenie od brata, wiedział już, co się wydarzyło. Odwagę, by oddzwonić, znalazł dopiero po kilkunastu minutach. Taka jest smutna geneza tej niesamowitej płyty.
Już sam tytuł czwartego longplaya Touche Amore – „Stage Four” – odnosi się do ostatniego stadium choroby nowotworowej. Stadium, z którego już raczej nie wraca się do zdrowia. Bagaż emocji zawarty na tym krążku jest po prostu ogromny. Mam jednak wrażenie, że w pełni utożsamić się z tym materiałem mogą jedynie osoby, które również straciły kogoś bliskiego w podobnych okolicznościach. Dla wokalisty Touche Amore ta płyta była zapewne formą autoterapii. Spisanie i opowiedzenie tych wszystkich druzgocących dla psychiki wspomnień wymagało jednak ogromnej odwagi i charakteru.
„Stage Four” to bez wątpienia najlepszy album Touche Amore w historii grupy. Do bólu szczery, obdarty ze wszelkiej intymności, od strony muzycznej bardzo rozwinięty kompozycyjnie – to po prostu kawał zajebistego post hc z totalnie przejmującymi, realistycznymi tekstami. Majstersztyk. Jednak ze względu na tematykę płyty, jest to dla mnie najtrudniejszy krążek, jaki kiedykolwiek miałem okazję słuchać. Ta płyta przywołuje najboleśniejsze wspomnienia, najgorsze sytuacje, z drugiej strony wzmacnia, każe stanąć twarzą w twarz z przeszłością i w pewnym sensie dodaje otuchy. Kurewsko mocna rzecz.
P.S. Podrzucam Wam klip do utworu „Benediction”. Nawiązuje on do wyprawy Jeremiego i jego brata do Norfolk w Nebrasce, w celu pochowania prochów ich matki. Płytę promowały również klipy do „Palm Dreams” i „Skyscraper” – wszystkie trzy teledyski nawiązują do życiowej drogi Sandry Bolm.