Od razu zaznaczę, że recenzja ta będzie w stu procentach nieobiektywna, że frontman kapeli to mój stary kumpel, że płytę zachwalałbym nawet, jeśli okazałaby się równa ostatniemu albumowi Zbeera…
Na szczęście jednak nie muszę zbytnio mijać się z prawdą, bo materiał, jaki Freaks zaprezentowali na swym debiucie, jest hitem roku 2007 na polskim podwórku (po „Nic Nas Nie Paca” Nitersów i „Aut Punk Aut Nihil” Bulbulatorsów).
Po raz kolejny przyznam szczerze, że kilka lat temu wstecz, pijąc jabole w parku z wokalistą Zwierzakiem, nie sądziłem, że kiedyś wezmę do rąk profesjonalnie wydaną płytę jego kapeli. Na szczęście stało się inaczej, niż przypuszczałem, Zwierz rzucił w kąt gitarę i wziął się za śpiewanie i skompletował skład bardzo sprawnie grających kumpli. Demo 2006 nie wróżyło spektakularnej przyszłości, piosenki na nim zawarte były nijakie, nie porywały… Ale to, czym chłopaki uraczyli nas na „77 w skali Beauforta”, to zupełnie inny poziom grania. Zespół poczynił wielkie kroki przez ten krótki czas, znacznie podnosząc jakość swojej muzyki.
Debiutancki materiał szczecińskich pijaczków to trzynaście prostych, chamskich (ale nie prostackich), łobuzerskich punkowych hitów, okraszonych nutą zdrowego rock’n’rolla. Utwory zagrane są z takim powerem, że płyta powinna przypaść do gustu nawet osobom potencjalnie z punk rockiem niezwiązanym (zresztą kto nie zgodzi się z sentencją, że „MZK w chuja gra. Już tak od dziesiątek lat”?). Słuchając „77 w skali Beauforta” ma się wrażenie, że za tę muzykę faktycznie wzięły się przepełnione energią i furią freaki, szaleni odszczepieńcy, obdarzeni przez naturę umiejętnością tworzenia niezwykle chwytliwych, punkowych szlagierów. O ich mocy niech świadczy świetny cover bardzo trudnego do scoverowania killera „Dig Up Her Bones” Misfitsów.
Tekstowo horda dziwadeł również prezentuje się całkiem przyzwoicie. Mamy nawiązania do problemu emigracji („Emigracja”), konsumpcyjnego stylu życia („Dziwki”), niszczenia sportu przez chciwych działaczy („Ptak coś zrobił”), ale też typowe pijacko-łobuzerskie przyśpiewki, jak „Za Polskę” czy skrajny przykład punkowej bezczelności – „Twoja stara”. Słowa piosenek są proste, dosadne i chwytliwe, co doskonale sprzyja nuceniu ich już podczas pierwszego odsłuchiwania płyty. Zwierzakowi i Maxowi udało uciec się od kulawej grafomanii, która niestety często obecna jest w polskim punku, tym bardziej, gdy mowa o młodych kapelach.
„77 w skali Beauforta” zostało wydane zgodnie z panującą ostatnio modą, czyli w formie digi-packu. Okładka oraz wkładka, zaprojektowane przez warszawiaka Stanzberga, wyglądają bardzo korzystnie. Wszystko jest ładnie wyważone i stonowane, co stanowi kolejny pozytywny aspekt tego wydawnictwa.
I na koniec napiszę jeszcze jedno zdanie: Analogsi się skończyli, nastał czas Freaksów.