Wydanie z okazji 50-lecia tak ważnego dla polskiej muzyki albumu mogło wyglądać inaczej. A mianowicie zupełnie lepiej i bardziej okazale.
W sumie rzadko ostatnio się czepiam różnego typu wydań, ale tutaj trzeba głośno powiedzieć, że ktoś odpierdolił niezłą fuszerkę i jeszcze przytulił za to dodatkowy hajs. Nie będę się dziś rozwodził nad tym, jak istotną pozycją dla narodowej kultury jest pierwszy krążek Grechuty i Anawy. To wszyscy wiedzą, a jeśli nie wiedzą, niech wydupiają słuchać Eski czy disco polo na TVP1.
W 2000 roku, okazji 30-lecia albumu, EMI wydano rozszerzone o 12 utworów wydanie CD w ramach antologii „Świecie nasz”. Natomiast 50 lat po ukazaniu się dzieła, oryginalny wydawca – Polskie Nagrania Muza z bodajże Warnerem i w kooperacji z Empikiem wydał winylową reedycję na czerwonym winylu.
Zacznijmy od tego, że na płycie nie ma żadnych niepublikowanych w oryginale utworów. Jest tylko 10 kompozycji, które ukazały się w 1970 roku. A takie wydawnictwo powinno kipieć od niespodzianek dla fanów.
Kolejna sprawa – płyta była/jest co najmniej 25 złotych droższa od wydania na czarnym placku z 2014 roku, które wciąż jest dostępne. A nie ma w tym wydawnictwie nic bonusowego, oprócz innego koloru płyty. Wydawnictwa punk rockowe potrafią wydawać kolorowe, limitowane LP w normalnej cenie, a Muza nie? Coś mi tu śmierdzi. A wręcz jebie „mejdżersowską” pazernością.
To nie wszystko. Czas na zarzuty, które zepsuły mi radość z tej płyty najbardziej. To sprawy – nazwijmy to – techniczne, więc może jest to problem jednostkowy, który akurat trafił na mój egzemplarz. Płytę podczas pierwszych odsłuchów ciężko było nałożyć na talerz (musiałem wpychać na siłę), a jej ściągnięcie omal nie skończyło się jej połamaniem. Ktoś był chyba najebany, jak wymierzał wielkość środkowego wyżłobienia. Z czasem płyta się trochę wyrobiła, ale nie tak to powinno wyglądać. I kolejna rzecz, którą umieściłem na ostatnim zdjęciu… Okładka jest nierówno wydrukowana i nawet nie ma możliwości, żeby to jakoś wyregulować. Gdybym próbował to robić, połamałbym od razu grzbiet. Został więc mało estetyczny koślawiec.