Przyznam uczciwie, że już pierwsza styczność z utworami Smoke Or Fire pozostawiła na mnie wielkie wrażenie.
Urzekły mnie chwytliwe, dynamiczne piosenki, w których słychać pasję i pomysł na własną muzykę i przesłanie. Spośród dwunastu zawartych na płycie kompozycji tylko jedna wyraźnie odstaje od reszty. Jest to wolna, płaczliwa balladka „Cryin’ shame”. Nie rozumiem intencji zespołu, co do zamieszczenia tego utworu na albumie, ponieważ do reszty krążka pasuje on jak „pięść do nosa”. Piosenki składające się na resztę płyty są jednak tak genialne, że to drobne potknięcie w żadnym stopniu nie rzutuje na niższą ocenę całości.
„Above The City” to muzyka świeża, energetyczna, zagrana z zapałem i wykopem. To muzyka współczesnego miasta. To punk rock XXI wieku. Głos wokalisty jest żarliwy i melodyjny, gitary wiosłują jak mało gdzie, a perkusja serwuje dużo zmian tempa, ciekawych bić i zdrowej energii. Teksty opowiadają o wiecznej ucieczce niespokojnych dusz, o poczuciu skrępowania przez panujące normy, ale nie unikają spraw bardziej przyziemnych, jak np. życie w mieście czy sprzeciw wobec jednostek rządzących.
Ten krążek jest jak zastrzyk adrenaliny, jak pędzenie 180 km/h samochodem, jak powiew świeżego, morskiego wiatru na plaży. To muzyka, która idealnie pasuje do poruszania się po mieście ze słuchawkami na uszach (co zresztą czyniłem przez cały rok akademicki w Poznaniu), jednak śmiało można jej też słuchać w domowym zaciszu podczas refleksyjnego wieczoru. Mam wrażenie, że to krążek, który się nigdy nie znudzi. Rzecz, obok której nie można przejść obojętnie.