Górnicza, lubińska ziemia wydała jeden z najciekawszych zespołów ostatnich lat, grający w stylistyce californian punk.
I mimo, że chłopaki już na starcie przewrotnie deklarują, że: „To nie Kalifornia, stary/ To nie drinki, lecz browary”, to wstrzeliwują się tym albumem do pierwszej piątki melodyjnego punk rocka nad Wisłą. Zespół śpiewa w pełni po polsku, w dodatku coveruje „Gwoździe” rodzimych Bulbulatorsów. Album wznosi się na wyżyny w trakcie takich kompozycji jak „Co, jak i gdzie?”, „Czas” czy „Nie martw się”. Teksty miejscami dotykają wręcz geniuszu i stanowią bardzo ciekawe novum w tej materii.
Niestety, nie obyło się bez odstających od całości wpadek, jak np. utwór „Napinacze” czy kilkusekundowa piosenka ukryta, po przesłuchaniu której na twarzy maluje się jedynie zażenowanie. Grupa jest jednak młoda i ma czas, by popracować nad błędami.