W kolejnej odsłonie Cykcyklu zdjęciowego cofamy się do Jarocina…
No cóż, wiadomo, że był Jarocin, a później też był Jarocin. Ale ten drugi ciężko porównywać z pierwszym… Z racji wieku nie załapałem się na legendarne festiwale w latach osiemdziesiątych i na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku. W obecnym stuleciu ktoś postanowił jednak reaktywować ducha Jarocina, a ja z moją ekipą wybraliśmy się do wielkopolskiego miasteczka w 2006 roku. Zdjęć mało, ale mam nadzieję, że chociaż moi kamraci uśmiechną się na wspomnienie tamtego spędu.
Co do muzyki, to wielkiego szału na Jarocin Festiwal 2006 nie było. Nastawiliśmy się przede wszystkim na występy Miguel & The Living Dead oraz Nasty Habits. Warszawskie formacje nie zawiodły, choć wczesna pora i okoliczności zdecydowanie nie współgrały z ich mroczną muzyką…
Większość czasu spędzaliśmy na polu namiotowym lub na terenie miasteczka, racząc się trunkami od rana do późnej nocy. Najlepiej było pod jednym ze spożywczaków, gdzie mieliśmy wygodną miejscówę z błogosławieństwem. Przemiłe panie ze sklepu pozwalały natomiast wskoczyć na zaplecze na „dwójkę” w ludzkich warunkach. Na zdjęciu towarzysze Geerwaz i Kuczi.
Pole namiotowe rządziło się swoimi prawami. Nie zabrakło małych skandali i sercowych dram. Pierwszy i ostatni jak dotąd raz, dwie kobity się o mnie pobiły. Ba, przyjaciółki. Jedna skończyła z rozciętą od glana brodą. No cóż, nic nie poradzę na to, że jestem taki zajebisty (z biegiem lat coraz bardziej). Było też spanie i skakanie na maskach zaparkowanych samochodów oraz darcie ryja. Generalnie było jednak spokojnie, wręcz nieco hipsterko jak na tamte czasy i przede wszystkim miejsce. Łapcie ostatnie foty, a jak chcecie obejrzeć sobie PRAWDZIWY Jarocin, to odpalcie na jutubie występ Siekiery z 1984 roku.