19 powodów do odkupienia. Historia Midgards Soner i Nittona

19 powodów do odkupienia. Historia Midgårds Söner i Nittona

Zadanie, jakiego się podjąłem, czyli napisanie historii Midgards Soner i ich wokalisty Nittona, nie było łatwe…

Mamy 2021 rok. Grupa rozpadła się w 1999 roku, gdy internet nie był jeszcze zbyt popularny. Dlatego też w sieci nie ma zbyt wielu szczegółów na temat działalności formacji. Inna sprawa, że wiele osób (na czele z samym Nittonem) jej istnienie chciałoby wymazać całkowicie z pamięci i kart historii. Midgårds Söner pochodzą ze Szwecji, więc większość materiałów o ich działalności spisanych jest w języku szwedzkim. Tłumaczyłem je sobie w googlowskim translatorze i często wychodziły z tego kompletne kocopoły. Dlatego też w moim tekście mogą pojawić się drobne błędy merytoryczne, za które z góry przepraszam.

Nitton napisał 20 lat temu książkę o swoim życiu i przygodzie z Midgårds Söner, ale ukazała się jedynie w jego rodzimym języku. Poza tym nakład był dość niewielki i jest ona niedostępna – zarówno w formie fizycznej, jak i w postaci e-booka czy w pdfie. Jeden koleś czyta całą na Youtube, ale w języku szwedzkim beż możliwości przetłumaczenia jej na angielski. Książka nosi tytuł „Med hatet som drivkraft”, co w tłumaczeniu na język polski oznacza „Z nienawiścią jako siłą napędową”. Fragmenty tej autobiograficznej powieści ukazały się ponad 10 lat temu w zinie Nie Jesteś Jednym Z Nas, do którego miałem przyjemność pisać recenzje i relacje z koncertów. Na język polski przełożył je Koval. W moim tekście pozwoliłem sobie zacytować fragmenty jego pracy.

Tyle słowem wstępu. Zapraszam do podróży w przeszłość i specyficznego świata, w którym środowiska punków i skrajnej prawicy swobodnie się ze sobą przenikały. W Polsce taka sytuacja była nie do pomyślenia (punki po ‘89 roku szły bardziej w kierunku anarchizmu i lewactwa), ale w zimnej Skandynawii nikt nie robił z tego problemu. Oto historia Synów Śródziemia.

Midgårds Söner

Słowem wstępu…

Droga Patrika „Nittona” Asplunda to przykład na to, jak zgubny dla młodego człowieka może okazać się świat subkultur i politycznego radykalizmu. Z kolei historia jego kapeli, Midgårds Söner, to przykład totalnego marszu pod prąd. Formacja wymykała się szufladkom, a dla poprawnych politycznie punkowców była przysłowiową solą w oku. To był punk rock, jakiego nie znaliśmy wcześniej. Punk z krainy wikingów. Bezkompromisowy, prowokacyjny i przywiązany do nordyckich tradycji. W efekcie przyciągający również skrajną, łysą publikę. Ta raz wznosiła na koncertach Synów Śródziemia faszystowskie gesty, by innym razem stać kompletnie osłupiała przy coverach Cock Sparrera, granych podczas „kumatych” festiwali.

Postawa Midgards Soner była więc bardzo niejednoznaczna. W wielu kręgach przypięto im łatkę „nazi punk„. Jestem jednak przekonany, że po lekturze mojego artykułu sami wyrobicie sobie zdanie na temat Nittona i jego wyboistej, subkulturowej drogi oraz działalności Synów Śródziemia. Zacznijmy jednak od początku…

Szalone wakacje w „Ultra”

Było lato 1988 roku. Nitton niemal cały wolny czas spędzał w sztokholmskim skłocie „Ultra”. Jak wspomina: „Miejsce było pełne chaosu, ale pozbawione agresji. Przychodziło się tam, żeby podsłuchać muzyki, nie żeby się bić. Tam prawie nie było bójek, rządziła wolność i swoboda. Nie było żadnych ustalonych reguł. Nie było dorosłych, którzy by pouczali, że nie wolno pić, albo że jest się zbyt młodym na papierosy.

Przez dziesięć lat klub był centrum wydarzeń punkowych, grali tu Ebba Gron, Stockholms Negrer, Incest Brothers, ale też mniej i bardziej znane kapele trash metalowe. Teraz budynek został sprzedany firmie, która zajmowała się budową mieszkań. Jako protest przeciwko Urzędowi Miejskiemu, który likwidował „Ultra”, postanowiliśmy okupować budynek i przylegający do niego teren. Protest ten stał się dla mnie wszystkim.”

Słowo „nitton” w języku polskim oznacza liczbę 19. Na łamach książki „Med hatet som drivkraft” muzyk wyjaśnił etymologię swojej ksywy: Spotkałem wspaniałych ludzi, czułem, że naprawdę żyję. Wtedy też poznałem dużo nowych dziewczyn. Gdy byłem ujarany, odezwałem się do jednej z nich „nitton” zamiast „Nina”. Wszyscy się ze mnie śmiali i tak dostałem swoją ksywę. Historia z moją ksywą jest chujowa. Wstydziłem się tego, więc gdy ludzie pytali skąd pochodzi, postanowiłem nie odpowiadać. Dlatego ludzie sami zaczęli wymyślać skąd się wzięła. Na przykład stąd, że pociąłem jakiegoś gościa dziewiętnaście razy. Albo że w jeden wieczór ukradłem dziewiętnaście samochodów. Wtedy tylko mrugałem okiem i mówiłem, ‘może tak…’.”

Przeklęty plac Sergela

Przeklęty plac SergelaKorzenie transformacji Patrika Asplunda z punka w nazi skinheada wiążą się z pewnym miejscem. Chodzi o położony w centrum Sztokholmu plac Sergela, nazwany na cześć XVIII-wiecznego szwedzkiego rzeźbiarza.

Wielu myśli, że tylko narkomani i kryminaliści spotykają się na placu Sergela. Mają rację. Pod koniec lat osiemdziesiątych egzystowały na placu cztery duże grupy: narkomani i dilerzy (w weekendy pojawiali się też normalni sprzedawcy), gangi młodzieżowe i my, punki. A, tak, zapomniałbym, była jeszcze Maria ze swoimi organami – siedziała na rogu i śpiewała psalmy” – wspomina Nitton.

Nikt nie był zdziwiony, gdy w efekcie jesienią 1988 roku wylądowaliśmy na placu Sergela. Plac już w latach siedemdziesiątych był miejscem spotkań sztokholmskich punków. ‘Na początku siedzieliśmy w przejściu handlowym’ – opowiadali nam starzy punkowcy, niedobitki, które tam przychodziły. Ci starzy punkowcy spotykali się tam od dziesięciu lat i znali całą historię szwedzkiego punka, ale nam, młodszym, nie imponowali. Byli często naćpani jak świnie i flegmatyczni.

Pierwszy rok na nowym miejscu był w zasadzie spokojny. Spotykaliśmy się na placu i szliśmy dalej na koncerty albo imprezy odbywające się w całym Sztokholmie. Latem piliśmy na cmentarzu Klary, zimą chowaliśmy się na dworcu metra na peronach niebieskiej linii. Było nas około trzydzieścioro chłopaków i dziewczyn. Peter, którego znałem jeszcze z ‘Ultra’, też był w ekipie. To był mój najlepszy kumpel, byliśmy jak bracia i prawie wszystko robiliśmy razem.”

Wejście w dorosłe życie

Nitton pod koniec 1988 roku rzucił szkołę. „Irytowała mnie. Męczyli mnie nauczyciele i nigdy nie byłem zainteresowany tematem lekcji. Skończyłem 9. klasę i zacząłem żyć i cieszyć się wolnością na własną rękę. Podobało mi się chodzenie do pracy zamiast do szkoły, a najbardziej cieszyła mnie masa forsy, którą mogłem zarobić. Praca polegała na rozwożeniu mąki, cukru i tego typu produktów po piekarniach i cukierniach rozrzuconych po całym Sztokholmie. Męcząca robota, ale czułem się dobrze pracując fizycznie. Nadal mieszkałem z rodzicami, na dodatek wprowadziła się do mnie moja ówczesna dziewczyna. Wychodziłem i wracałem według własnego uznania. Z pieniędzmi w kieszeni, spotykałem się z kumplami na placu Sergela.

Cały czas myślałem o tym, żeby się wyprowadzić. Któregoś dnia dostałem propozycję od kolegi z pracy, żeby wynająć mieszkanie na spółę. Biedak nie widział co robi. Po tygodniu mieszkał tam jeszcze Peter. Kilka tygodni później wprowadził się tam jeszcze jeden punkowiec, Roger. To było jak życie w cyrku albo telenoweli. Wysprejowaliśmy klatkę schodową, a kanapę wyrzuciliśmy z 7. piętra po tym, jak ktoś się na nią porzygał.

Sąsiedzi, którzy chcieli narzekać i walili pięściami w nasze drzwi, mogli tylko zobaczyć nasz środkowy palec, zanim zatrzaskiwaliśmy im drzwi przed nosem. Tam nigdy nie było jedzenia, cała kasa szła na alkohol. Stereo było cały czas włączone, a z głośników na cały regulator leciał punk rock. W dużym pokoju były tylko dwa krzesła, bo kanapa, jak już wspomniałem, wyfrunęła przez balkon. Do kuchni nikt nie wchodził od czasu, gdy zesrał się w niej pies. Ale nawet nam, którzy żyliśmy lekko z dnia na dzień, plac Sergela pokazał swoje złe oblicze.”

Eksperymenty z dragami

Na placu Sergela naturalnym było palenie haszu. „My też to robiliśmy, ale tak naprawdę mimo że wypaliłem dużo tego gówna, to nigdy tego nie lubiłem” – wspomina Nitton. „Nie lubiłem być głupkowatym flegmatykiem. Niestety Peter i kilku innych moich kumpli zaczęło jarać coraz więcej i coraz częściej, co mnie zaniepokoiło. Kilka osób w ekipie zaczęło eksperymentować z LSD. Na dodatek jeden z gangów zaczął szukać z nami zaczepki. To był gang złożony z młodych imigrantów. Twarde chłopaki, starsi i zaprawieni w bójkach. Kradli nam piwo i prowokowali coraz bardziej. Awantury w tym czasie to był dla mnie chleb powszedni, ale z tą ekipą nie mieliśmy szans. Wśród nas niewielu było takich, którzy się odważyli oddać cios za cios. To było powodem tego, że z całego serca zaczęliśmy nienawidzić imigrantów. I pomyśleć, że byli wśród nas tacy, którzy uważali się za anarchistów…

Petera i resztę, którzy zaczęli eksperymentować z dragami, zacząłem uważać za przegranych. Palenie haszu to zawsze był pierwszy krok do brania amfetaminy albo heroiny. Wielu starych punkowców przez to przeszło i teraz to samo na moich oczach działo się z moimi kolegami.”

Plan na ucieczkę z placu Sergela

Plan na ucieczkę z placu Sergela
Plac Sergela współcześnie – protest popierający marksistowski ruch #BlackLivesMatter

Późniejszy wokalista Midgards Soner pragnął uratować swoich kumpli przed narkotykowym nałogiem. Szybko doszedł do wniosku, że jedynym sposobem, by to uczynić, jest wyniesienie się ekipy z placu Sergela. Plan był prosty, choć nieco szalony. Chodziło o wkurwienie imigrantów tak mocno, by punki bały się tam wracać.

Któregoś dnia, gdy siedzieliśmy na peronie niebieskiej linii, przechodziło obok trzech wyszczekanych imigrantów z gangu, którzy z nami zadzierali. Dzień wcześniej grozili koleżance, wyzywali ją od kurew. Wszyscy byli tym wkurwieni, ale nikt nie pomyślał, żeby coś z tym zrobić. Dla mnie to była sytuacja, na którą czekałem, miałem pomysł. Wstałem i podszedłem do tych trzech. Bałem się śmiertelnie, ale byłem zdecydowany. Atak na imigranta na Sergela musiał oznaczać koniec możliwości przebywania tam punkowców i było to nieodwracalne. Musimy się wyrwać z tego miejsca, inaczej ugrzęźniemy w narkotykowym bagnie, jak stare punki!

Bez ostrzeżenia roztrzaskałem butelkę na głowie jednego z chłopaków. W tej samej chwili dwóch pozostałych wysprejowałem gazem. Butelka rozbiła się na drobne kawałki, chłopak upadł, był ciągle zszokowany. Dwaj pozostali krzyczeli i trzymali się za twarze. Gaz zaatakował ich drogi oddechowe i pory w skórze twarzy. Kilka dni wcześniej sam miałem taki prysznic i przypomina to opryskanie gorącą wodą w twarz. Nie można oddychać. Po tym ataku zawiodła mnie odwaga. Byłem przerażony, zastanawiałem się co zrobiłem i uciekłem. Kiedy zziajany wpadłem na moich punkowych kolegów, krzyczałem: ‘Spieprzajcie! Czarnuchy nas zajebią!’. To wystarczyło, żeby wszyscy wzięli nogi za pas. Biegliśmy przez dworzec centralny i nie przestaliśmy biec, dopóki nie znaleźliśmy się na Starym Mieście.”

Rozłam ekipy

Plan Nittona na ucieczkę ekipy z placu Sergela nie zadziałał. „Na następny dzień, na wszelki wypadek zostałem w domu. Peter i reszta dostali wpierdol, grożono im pistoletem. Peter oberwał w głowę metalową rurką i trzeba było założyć mu sześć szwów. Niestety, nasza ekipa rozpadła się na dwie. Na tych, co mimo wszystko chcieli zostać w starym miejscu i tych, którzy chcieli spotykać się na nowym. Kilku z tych, co zostali na Sergela, już nie żyje. Stało się dokładnie tak, jak przypuszczałem. Najpierw hasz, amfetamina, a na końcu heroina i śmierć. Kilku poradziło sobie lepiej. Żyją, ale dalej ćpają.

Pierdolony plac Sergela! Dwa lata wystarczyły, żeby go znienawidzić. Jojje, Reimers, Katt, Johan i reszta, co upadła na dno przez narkotyki. Dla nich powinno się zniszczyć ten plac, zetrzeć to gówno…”.

W obliczu rozłamu ekipy, Nitton postanowił zająć się czymś bardziej konstruktywnym, niż tylko siedzeniem i piciem w centrum Sztokholmu. W 1993 roku postanowił zrealizować swoje wielkie marzenie, czyli powołanie punkowego zespołu…

Narodziny Midgårds Söner

Narodziny Midgårds SönerNitton i kumple potrzebowali dwóch podejść, by rozpędzić swoją karierę i zrealizować muzyczne plany. Ich największą inspiracją okazał się natomiast zespół Ultima Thule: „Ja i kilku punków z podwórka od dawna planowaliśmy założenie kapeli. W 1993 roku wzięliśmy się w garść i zrealizowaliśmy nasze marzenia. W pierwszym składzie graliśmy: ja, Fabbe, Robban i Jim. Jim miał sale prób w Täby, tam właśnie graliśmy pierwszy raz. Nie szło nam za dobrze, wiec daliśmy sobie spokój na jakiś czas. Byłem jednak przekonany, że prędzej czy później nam się uda. Gdy człowiek tylko chciał, to dzięki punk rockowi mógł przebić się na sam szczyt, co udowodnili chłopaki z Ultima Thule. Fabbe wcześniej próbował uczyć się grać na basie, ale bez żadnych rezultatów. Jim dostał zadanie pokazać mu jak to się robi. On oraz Robban byli jedynymi, którzy mieli jakieś doświadczenie w graniu w punkowym zespole.”

Jim potrafił posługiwać się gitarą, a w wolnym czasie dorabiał grając chałtury w restauracjach. Robban nie był natomiast wirtuozem perkusji, ale potrafił utrzymać takt. „Największym beztalenciem byłem ja, dlatego zostałem wokalistą” – przyznaje Nitton.

Wokalista dodaje w swojej książce: Minął długi czas zanim przestałem wyć i moje porykiwania od biedy można było nazwać śpiewem. Po trzech miesiącach prób nagraliśmy singla „Sverige Vikingland” w Last Resort Records. Mimo, że byliśmy kiepscy, to udało się sprzedać ponad trzy tysiące egzemplarzy. Po roku grania pozbyliśmy się z zespołu Jima. Ciągle były z nim problemy, dużo pił i nie przychodził na próby. Kiedy już zdarzyło mu się przyjść na próbę, to najczęściej był tak pijany, że nie potrafił grać. Mylił akord za akordem. W końcu dostał kopa z zespołu.”

Wykrystalizowanie składu i stylu

Wykrystalizowanie składu i styluNa miejsce Jima do Midgards Soner trafił DP. Znaliśmy go wcześniej z koncertów i imprez, ale trzymał on do tej pory z ekipą z osiedla Sergela. Szybko się do nas dopasował. Był bardzo dobrym muzykiem. Po tym jak nagraliśmy ‘Ny Tid’ (pierwszy pełnowymiarowy album grupy – przyp. red.), wkręcił do zespołu swojego kumpla – Sweet’a. Sweet to był kudłacz i nie miał z nami za dużo wspólnego. Słuchał raczej hard rocka. Z jego hard rockowymi riffami udało nam się stworzyć muzykę, która nas wyróżniała spośród całej masy podobnych szwedzkich kapel, które po reaktywacji Ultima Thule zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu.” – relacjonuje Asplund.

Debiut zespołu, płyta „Ny Tid”, ukazał się w 1994 roku. Album okazał się sukcesem. Sprzedało się ponad siedem tysięcy egzemplarzy. Wydawca, czyli Ultima Thule Records, nie krył zadowolenia. Do dobrego wyniku sprzedażowego przyczyniły się zarówno otoczka, jak i ciekawa, choć kontrowersyjna jak na punk rock wizja muzyczna.

Midgards Soner zaproponowali bowiem coś, co po czasie nazwać można viking punkiem (czyli wypadkową punk rocka, viking rocka i oi!). Oprócz brzmienia, spośród innych załóg wyróżniały ich również teksty piosenek. Tematyka ich utworów wirowała między historią, mitologią, patriotyzmem, nacjonalizmem, dumą i ulicą. Walka o tradycje Szwecji, nordyccy bogowie, hołdy dla historycznych postaci (m.in. króla Karola XII), krytyka liberalnego rządu i działań policji – właśnie takie kwestie poruszane były na ich trzech płytach długogrających i jednej epce.

Dla porównania, w ‘94 roku w Polsce dogorywał Jarocin. Do festiwalowego konkursu przystąpiła tylko jedna punkowa kapela. Na scenie głównej rządził Sweet Noise wraz z punko polo, a Armia nie zagrała, bo gitarzysta dostał wpierdol od jakichś przyjezdnych lumpów…

Swasty i heilowanie

Swasty i heilowaniePomimo patriotycznego zacięcia, Midgårds Söner bardzo często pchali się na skrajnie prawicowe wydarzenia czy też epatowali nazistowską symboliką. Do dziś zresztą w sieci można znaleźć nagrania kapeli grającej pod flagami ze swastami czy w koszulkach white power. Jednak nie należy przypuszczać, że muzycy wierzyli w nauki Hitlera lub czekali na „Świętą Wojnę Rasową”. Chodziło bardziej o prowokację i pójście pod prąd – przeciwko lewicowym punkom i politycznej poprawności. Dobrze oddają to wspomnienia Nittona ze spędu „białej siły” w niemieckim Chemnitz. Swoją drogą, nie brakuje w tej historii również wielu wątków humorystycznych…

Teraz siedzieliśmy w autobusie, w drodze do Niemiec i byłem poważnie wkurzony. Uciszyłem chłopaków.

– Słuchajcie, jedziemy zagrać koncert dla całej masy skinów, musi dobrze pójść. Musimy od tego momentu wziąć się w garść, nie odpierdalać numerów i ograniczyć alkohol, aż do koncertu! Zgoda?! Wszyscy w zrozumieniu pokiwali głowami. Wszystko, co wiedzieliśmy, to że jakieś skiny mają się z nami spotkać na lotnisku Tempelhof. Uważałem, że jest ważne, żebyśmy wyglądali na poważną ekipę. W końcu mieliśmy spotkać skinów, którzy mieli się nami zając podczas naszego pobytu w Niemczech. Ważne było pokazanie fasonu, żeby nas później nie lekceważyli.

– Żadnego chlania w samolocie i żadnych wygłupów! Obiecujecie?! – znowu pokiwali głowami i zamyślili się w momencie, gdy autobus skręcił na lotnisko.

Oczywiście cały mój plan chuj strzelił, pijani byliśmy już w samolocie lecącym do Kopenhagi. Ja byłem najbardziej napierdolony. Nie wytrzymaliśmy nerwowo, zżarła nas trema, a może tak właśnie miało wyglądać rockowe tournee. Tak czy inaczej, zaczęliśmy kłótnie z personelem po tym, jak odmówili nam serwowania alkoholu. DP wstał wkurwiony i wyzywał stewardessy od faszystek. Fabbe wdał się w jakąś bełkotliwą dyskusję ze współpasażerami. Sweet i Robban wznosili jakieś toasty. Ja siedziałem i upijałem się dżinem z tonikiem.

– To się na pewno źle skończy – pomyślałem i pociągnąłem porządnego łyka. Reszta podróżujących patrzyła się na nas z oburzeniem, ale żaden nie odważył się odezwać. Pomimo całego chaosu, stewardessy zachowały się bardzo spokojnie i profesjonalnie. Pozwoliły nam pić ile chcemy pod warunkiem, że będziemy spokojni do końca podroży. Ich plan zadziałał i byliśmy spokojni jak aniołki. Nie mam pojęcia jak wylądowaliśmy w Niemczech, urwał mi się film. Nie wiem jak udało nam się wysiąść z samolotu. Pamiętam tylko, że na lotnisku śpiewaliśmy kawałki Midgards Söner i machaliśmy prawymi rękami. Niemcy byli przerażeni, gdy najebany darłem ryja: Sieg Heil!

Ci, co po nas przyszli, nie podzielali naszego humoru. Rozglądali się niepewnie wokoło, w panice poprosili nas mieszaniną angielskiego i niemieckiego: – Kurwa, bądźcie cicho. Zaraz tu wpadnie policja i pójdziecie siedzieć!

Zrozumieliśmy – w Niemczech można pójść do więzienia za heilowanie, a nie mieliśmy na to ochoty. Z drugiej strony było bardziej ekscytujące heilować, gdy człowiek miał świadomość, że jest to zabronione.”

Wszystkie oczy na irokezy

Wszystkie oczy na irokezyRzeczywistość często weryfikuje nasze wyobrażenia. Tak też było w Chemnitz, gdy Szwedzi ujrzeli miejsce, w którym mają zagrać. Asplund wspomina: „Poszliśmy pełni oczekiwań obejrzeć salę koncertową. Trochę nam mina zrzedła, gdy zobaczyliśmy ruderę przypominającą stary teatr z kurtynami i tym podobnym gównem. Spodziewaliśmy się nowoczesnej sali rockowej z barem i tak dalej.

– Będzie wieczorem dużo ludzi – powiedział Marco.

DP i reszta zaniepokoili się. W miarę jak sala zaczęła się wypełniać, coraz więcej ludzi krzywo się patrzało na DP i Fabbe. Niełatwo jest być anonimowym i mieć kolorowego irokeza, gdy otaczają cię setki skinów. Dlatego poszliśmy do kanciapy za scenę.

– Kurwa, nie jest najlepiej – powiedział DP.

– Widziałeś tego wielkiego typa z pajęczyną wydziaraną na twarzy? – spytał Fabbe.

– Tak, patrzył na mnie jakby chciał mnie zaraz zajebać. Pierdolę, nie wyjdę na scenę – zrzędził DP i wyglądał na naprawdę przestraszonego.

Ja też zacząłem się obawiać, sam bylem ogolony i wszyscy się ze mną serdecznie witali, ale niepokój chłopaków z zespołu zaczął się mi udzielać. Zapowiadał się ciężki wieczór i zacząłem się obwiniać za przyjazd tutaj.

Pierwszy zespól Adl122 z Włoch zaczął grać i kiedy zaczęła się zbliżać nasza kolej, zrzygałem się z nerwów. Usłyszeliśmy, że na sali jest osiemset osób. Oprócz zwykłej tremy bałem się, że polecą na nas butelki, gdy wyjdziemy na scenę. Jeden z niemieckich ochroniarzy spytał się czy chcemy być przedstawieni zanim wyjdziemy. Nie bardzo wiedziałem co ma na myśli, ale zgodziłem się. Gość wszedł na scenę, wziął mikrofon i zaczął mówić, że jesteśmy ze Szwecji i tam są inni punkowcy, że punkowcy z Midgards Söner nie mają nic wspólnego ze skurwielami, którzy atakują nacjonalistów. Wyszliśmy na scenę, a wokół panowała zupełna cisza. Kurwa, jaka presja. Trząsłem się z nerwów i strachu, obok stał DP i bełkotał: ‘Kurwa, kurwa, kurwa…’.”

Antyfaszystowski kawałek na koncercie „białej siły”

Antyfaszystowski kawałek na koncercie „białej siły”Zespół nie miał już odwrotu. Nitton postanowił więc rozpocząć od mocno politycznego akcentu:

– Do chuja, zaczynamy, na początek ‘Fight for victory’! – krzyknąłem do zespołu.

To był nasz najbardziej polityczny kawałek i miałem nadzieję, że zjednamy nim sobie skinowską publikę. Myślałem też, że powinienem heilować, tak dużo, jak tylko to możliwe. Wiedziałem, że koncert jest filmowany i będzie krążył po całej Europie. Ryzykowało się wylądowaniem w niemieckim więzieniu, ale wtedy uważałem, że nie mam wyjścia i muszę jak najlepiej sprzedać kapelę, musimy ujść z życiem. Kiedy graliśmy pierwszy kawałek, publiczność nadal milczała. Większość była nadal niezdecydowana, ale po trzecim kawałku większość zaczęła tańczyć i heilować. Czuliśmy się zajebiście, lubiani i nikt w nas nie rzucał butelkami.

Byliśmy na drodze do sukcesu w Niemczech. Niemieccy skini nas pokochali. Po czwartym ekstra numerze oni cały czas wołali naszą nazwę. Pomyśleliśmy, że najlepiej zrobimy wychodząc na scenę jeszcze raz, ale skończył nam się nasz własny repertuar. Byliśmy pijani, zmęczeni i zakręceni wcześniejszymi obawami. Doszliśmy wspólnie do wniosku, że zagramy cover ‘Watch your back’ oi! punkowego zespołu Cock Sparrer. Często kończyliśmy koncerty tym kawałkiem. Był to dobry utwór i hołd dla wszystkich skinheadów.

Zapomnieliśmy tylko, że Cock Sparrer dostali łatkę komunistów po tym, jak odcięli się od wszystkich ekstremistów, tych z prawa i z lewa, a jakby tego było mało, zagrali w Niemczech na antyfaszystowskiej gali. Już zaczęliśmy grać, więc musiałem zaśpiewać. (…) Sens kawałka był jasny – ekstremalne partie wykorzystują klasę robotniczą do swoich celów, ale niech się odpierdolą, bo prawdziwy robotnik ma w dupie ich propagandę. Zagranie tego numeru nie było zbyt inteligentne, ale na szczęście nic się nie stało. Większość sali śpiewała z nami refren. Okazało się, że większość publiczności była bardziej zainteresowana stylem, niż ideologią. W przeciwnym razie ruszyliby na scenę i wykopali by nam gówno z dupy. Było tylko kilkudziesięciu skinów, którzy stali sztywno i pokazywali nam paluchy. Co za paradoks, zagrać antyfaszystowski kawałek na koncercie białej siły.”

Bydlak z pajęczyną

Po koncercie DP przyznał: „To tylko dowód na to, jaka ta polityka jest pojebana, ale fajnie jest grać”. Patrik Asplund dodaje: „DP miał ojca Serba i nie przejmował się polityką, pozostali przejmowali się jeszcze mniej. To ja z moimi tekstami wpakowałem zespól w rasistowską scenę i teraz byliśmy w samym środku tego zamieszania. Wykończeni i spragnieni, zebraliśmy się na odwagę i ruszyliśmy w tłum. Szedłem z podniesioną głową, wokoło było spokojnie. Wtedy zobaczyłem tego wielkiego bydlaka z pajęczyną na twarzy. Przez moment miałem nadzieję, że nie idzie do mnie, ale szedł.

Bydlak z pajęczyną

– Chodź tu! – krzyczał, starając się przekrzyczeć kapele Neue Werte, którzy właśnie zaczęli grać. Złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą do pomieszczenia, w którym był bar. Nie wiedziałem czy zaraz nie zacznie się bójka, więc byłem przygotowany na walkę. Ale gdy ten się do mnie odwrócił, trzymał w ręku duże piwo i wycharczał: ‘Dobry koncert, bardzo dobry!’

– Dzięki – odpowiedziałem, trzymając w ręku piwo, które było podziękowaniem za dobry koncert. Wtedy nadszedł DP.

– Czekaj – krzyknął „pajęczyna”, przesunął kilku skinów i zagadał do DP – Chodź do nas!

– Kurwa, nigdy! – krzyknął DP, uderzył w wyciągniętą rękę wielkoluda i uciekł. „Pajęczyna” odwrócił się do mnie ze zdziwioną, pytającą miną.

– Punki – odparłem – Szalone punki – powtórzyłem, wiercąc palcem wskazującym przy skroni.

Koleś próbował się uśmiechnąć, ale humor mu tego wieczoru już nie wrócił.”

Gwiazdy (nazi) rocka

Gwiazdy (nazi) rockaZajebiście było poczuć się jak gwiazda rocka, nawet jeśli było się gwiazda nazi skinheads” – przyznał na łamach „Med hatet som drivkraft” Nitton. „Zagranie koncertu za granicą było nowym doświadczeniem i nawiązaliśmy dzięki temu mnóstwo kontaktów. Chłopaki, których tam poznaliśmy, nie byli partyjniakami. To byli załoganci tacy jak my, wypiliśmy z nimi morze alkoholu. W międzyczasie poszedłem do pomieszczenia za barem. Siedziało tam kilku kolesi i liczyli kasę. Stałem cierpliwie w drzwiach i czekałem na swoje pieniądze. Chłopaki liczący kasę śmiali się, oczy im błyszczały, gdy patrzyli na porozrzucane na stole banknoty i monety. Miałem dziwne przeczucie, że kasa z koncertu nie zostanie przeznaczona na polityczną walkę.

Późno w nocy zawlekliśmy się do naszego hotelu. Byłem wykończony, ale szczęśliwy, że nasz pierwszy koncert w Niemczech poszedł tak dobrze. Zagraliśmy naszą muzykę, zostaliśmy docenieni, poimprezowaliśmy i było wesoło. Niektórzy zarobili dużo pieniędzy, nie my. Nienawiść się rozprzestrzeniała, ale ja się wtedy tym zupełnie nie przejmowałem…”

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Asplund i koledzy z Midgårds Söner chcieli być na siłę źli. Być może celowo pakowali się w ekstremalne sytuacje, by kusić los i zobaczyć co się wydarzy. Myślenie Nittona zaczęło się jednak z czasem zmieniać. Wszystko za sprawą brutalnego morderstwa, do którego doszło w wakacje 1995 roku nad malowniczym jeziorkiem Ingetorpssjön, nieopodal miejscowości Kode.

Zabójstwo Johna Hrona

Zabójstwo Johna Hrona17 sierpnia 1995 roku czternastoletni John Hron i jego przyjaciel Christian wybrali się na biwak nad jezioro. Gdy wieczorem rozpalili ognisko, w okolicy pojawiło się czterech młodych neonazistów, którzy od dawna prześladowali Johna. Chłopcy zaprosili antagonistów do ogniska, by ugodowo rozwiązać sprawę. Wtem jeden z agresorów zażądał, by John wyraził swoją miłość do nazizmu.

Nastolatek znany z antyfaszystowskich poglądów nie zgodził się, a grupa zaczęła go w powolny i wyrachowany sposób katować. Skakali mu po głowie, przypalali szyję rozgrzanym konarem czy rzucali w twarz puszkami z piwem. W końcu wrzucili go do jeziora. Hron próbował odpłynąć, ale łysi zagrozili, że zabiją Christiana, jeśli ten ucieknie. John wrócił więc na brzeg i dostał po raz kolejny srogi wpierdol. Gdy stracił przytomność, młodzi neonaziści ponownie wrzucili go do wody. Skatowany chłopak utonął. Agresorzy oddalili się, a Christian zatrzymał pierwszy napotkany samochód i o całym zdarzeniu poinformował policję. Podobno medycy podczas sekcji zwłok stwierdzili, że John nie miałby szans na przeżycie nawet gdyby nie utonął.

Podczas procesu żaden z czwórki sprawców nie okazał skruchy. Najsurowszym wyrokiem okazało się osiem lat pozbawienia wolności dla jednego z nich, choć na wolność wyszedł w roku 2001. Nitton twierdzi, że to zabójstwo stało się impulsem do wystąpienia z ruchu skrajnej prawicy.

Zaledwie kilka dni po zabójstwie w Kode zacząłem się niepokoić. Zacząłem się zastanawiać czy to, co robimy, jest naprawdę słuszne i poczułem bezsilną złość. Cholera! Czy ja to zrobiłem? Ci faceci faktycznie zabili niewinnego człowieka. Dlaczego? Z przekonaniem politycznym? Raczej nie. Prawdopodobnie byli tak samo pełni nienawiści, jak ja. Nienawiść, którą pomogłem im zbudować dzięki wielu ukrytym wiadomościom w tekstach Midgards Soner. W mojej głowie myśli stały się całkowicie jasne: muszę jakość wyjść z nazizmu – relacjonował po latach Asplund.

Odejście Nittona z Midgards Soner i życie po życiu w kapeli

Odejście Nittona z Midgards Soner i życie po życiu w kapeliNitton opuścił Midgards Soner w 1996 roku. Nagrał z grupą epkę „Sverige Vikingaland” (1993) oraz płyty „Ny Tid” (1994) i „Nordens Kall” (1995). Po jego odejściu Synowie Śródziemia grali dalej. Obowiązki wokalisty i tekściarza przejął DP. Grupa wydała jeszcze jeden album – „Fa Dor” z 1999 roku i się rozpadła. Materiał ten jest co ciekawe uważany za najbardziej bezkompromisowy pod względem brzmienia i najbardziej viking rockowy krążek w historii formacji.

DP kontynuował muzyczną karierę w powołanej przez siebie już około 1995 roku grupie The Jinx. Swego czasu zagrała ona nawet koncert w Polsce, w Stalowej Woli. Jednak pomimo bardziej streetpunkowego charakteru formacji, występ przyciągnął raczej mało tolerancyjne audytorium. Pojawienie się na tym gigu w punkowym outficie czy fryzurze zapewne nie skończyłoby się tak szczęśliwie, jak chociażby występ Midgårds Söner w Chemnitz.

Nitton przeszedł natomiast na „jasną stronę mocy” i skupił na działalności antyfaszystowskiej. Pracował między innymi dla stowarzyszenia Exit, które pomaga wyjść z subkultury byłym neonazistom. W międzyczasie piął się też po szczeblach kariery zawodowej w piłkarskim klubie Djurgårdens IF Fotboll. Zaczynał od sprzedawania gadżetów i administracji danymi, a z czasem został dyrektorem generalnym. Jego działalność wokół klubu budzi zresztą również wiele pytań. W „niegrzecznych” czasach Nitton znany był na trybunach jako aktywny chuligan. Po zmianie ideologicznego frontu promował wydarzenia prospołeczne dla dzieciaków pod klubowym herbem, ale jednocześnie zaangażowani fani relacjonowali, że Nitton próbował wkupić się w ich łaski utrzymując, że „nigdy nie porzucił swoich przekonań” i zagadując do nich na meczach wyjazdowych. Większość kumatych uznała go za parówę.

Jak wyczytałem w jednym ze szwedzkich artykułów: „Patrik Asplund od ponad 20 lat działa przeciwko przemocy i przestępczości oraz na rzecz lepszej integracji. Jest aktywny w ruchu sportowym jako założyciel i lider stowarzyszenia sztuk walki Djurgården, a podczas gali sportowej Asplund Foundation Goodsport została pochwalona przez księcia Daniela za pracę, którą organizacja wykonuje, aby aktywować i wydostać z ulic podmiejskie dzieci i inne osoby”.

– Byłem jednym z tych, którzy demonstrowali w Partii Szwedzkiej, która następnie została Szwedzkimi Demokratami. Jimmie Akesson był jednym z moich fanów, wśród młodych ludzi, którzy zostali później skazani za przemoc, morderstwo i zabójstwo. Większy szwedzki nacjonalizm jest echem przeszłości i mogę stwierdzić, że fala, której byłem częścią i którą stworzyłem w latach ‘90., doprowadziła dopiero do wielkiego podziału społeczeństwa, do tragicznych zgonów i osłabiła jedność między Szwedami a imigrantami – twierdzi Asplund.

Powrót do świata muzyki

Powrót do świata muzykiNitton w jednym z wywiadów wyznał: Dla jasności: nie sprzeciwiam się społeczeństwu wielokulturowemu. Imigranci nie stanowią zagrożenia dla Szwecji czy szwedzkiej kultury. Wręcz przeciwnie – są częścią Szwecji, tak, jak wszyscy, którzy tu mieszkają. Oczywiście musimy pomagać ludziom w biegu. Musimy nadal przyjmować uchodźców. Cholernym obowiązkiem każdego jest pomaganie tym, którzy walczą. Chodzi o ludzkość. Ale konflikty i tarcia muszą być również podkreślone. Otwarta dyskusja – nawet o trudnych sprawach – jest koniecznością, jeśli mamy je rozwiązać. Po tylu latach brodzenia w nienawiści i wyjściu z kanałów jestem przekonany, że wszyscy ludzie są w zasadzie dobrzy. Dlatego nie dystansuję się od moich starych znajomych.

Faktycznie, znajomości z dawnymi ziomkami z zespołu zostały utrzymane. W 2004 roku ujrzał światło dzienne materiał „Då Vi Va Punx” kapeli Sthlm United, w której Nitton udzielał się z DP. Dawny lider Midgårds Söner zatęsknił też za klimatami skinhead, choć już jako ten „dobry łysy”, hołdujący korzeniom stylu. – Tęskniłem za muzyką i starym, skinheadowskim stylem, więc wróciłem… Dla muzyki i hołdu wobec punka i oryginalnych skinheadów – wyznał w jednym z internetowych wpisów.

Pokłosiem tej nostalgii jest projekt The Sharpmans. Jak więc widać, Nitton stwierdził na starość, że zostanie S.H.A.R.P. skinheadem. Jego nowy zespół gra muzykę z pogranicza ska, punka i rapu. W mojej prywatnej ocenie jest to tak rzadki kał, że nie idzie tego słuchać dłużej niż dwie minuty. Powstał nawet „cover” piosenki „Ny Tid” – „Ny Tid II”, który zakrawa na autoironię. Został nagrany z raperem Dogge Doggelito z grupy The Latin Kings.

Podsumowując więc całą historię Nittona, pozostaje chyba tylko przytoczyć stare, polskie porzekadło: Podobno tylko krowa nie zmienia poglądów.