Kilka lat nosiłem się z zamiarem napisania tej recenzji… Obawiałem się jednak, że nie zdołam opisać słowami pełnego animuszu i fenomenu tej płyty.
I tak właściwie, to oddanie klimatu „Księgi…” za pomocą tekstu nie jest do końca możliwe. Tę niesamowitą, muzyczno-duchową podróż trzeba po prostu przeżyć. Bo oto trójka ubakanych wówczas nastolatków, za pomocą najprostszych narzędzi – długopisów, kartek papieru i komputera Amiga 500 – stworzyła niezapomnianą wycieczkę po ich psychodelicznym, przepełnionym paranoją świecie.
Jedna z alternatywnych historii mówi o tym, że w połowie lat ’90 trójka chłopaków ze Śląska została opętana. Skutkiem tego zdarzenia miał być debiutancki album Kalibra 44 „Księga Tajemnicza. Prolog”. Materiał, który przesłuchałem w drodze do gimnazjum tyle razy, że prawie zerwała się taśma kasety. Nie mam podstaw, by w tę wersję nie wierzyć.
Ś.P. Magik, Joka i Dab stworzyli COŚ z niczego. Zaglądając do najgłębszych zakamarków swoich młodych dusz, wykreowali mistyczną krainę, w której wykrzyczeli wszystkie lęki, pragnienia i gdzie zamanifestowali swą wrażliwość wobec okrutnego, ciągle pędzącego świata. Tym samym udało im się zapoczątkować nowy nurt w świecie muzyki – psychodelic hardcore rap, który okazał się chyba jednak zbyt ekscentryczny, pojechany i unikalny, by znaleźć licznych naśladowców. Jedynym wyjątkiem pozostała inna, śląska formacja, czyli 3xKlan, w którym zaczynał Rahim.
Pierwszy album Kalibra 44 to płyta, która rzuca na słuchacza czar. Nie sposób się od niej uwolnić i jej nie polubić, mimo tego, że nie jest to przekaz łatwy i przyswajalny. Sam zostałem przez nią zaczarowany pewnego wrześniowego dnia 1999 roku i do dziś kaseta zakupiona w nieistniejącym już sklepie muzycznym koło Orbisu, pozostaje jednym z najważniejszych reliktów wczesnej młodości.
„Księga Tajemnicza. Prolog” to czysta magia, zresztą styl na niej wytworzony sam zespół określił jako „Magię i Miecz” (nawiązując do fabularnych gier fantasy, w które chłopaki namiętnie grali). Dzięki temu krążkowi, członkowie K44 jeszcze za życia stali się legendą. Szkoda, że z czasem poszli w zupełnie innym kierunku drogi artystycznej i tym bardziej szkoda, że finalnie drogi braci Martenów z Magikiem się rozeszły, prowadząc go do tragicznego końca.