Moja przygoda z hip hopem sięga końcówki lat dziewięćdziesiątych. W Vivie Zwei pojawiało się wielu artystów ze Stanów (między innymi 2 Pac, Mobb Deep, Redman, Nas, Ol Dirty Bastard) oraz Niemiec (The Fantastischen Vier, Massive Tone, Freundeskreis), a w pobliskim kiosku zauważyłem nowy tytuł o nazwie Hip Hop Magazyn. Do gazety dodawane były składanki sygnowane nazwą labelu Liryka Records. Składy, które zaprezentowały się na tych kompilacjach, w większości nie osiągnęły rozgłosu, ale warto wspomnieć, że na jednej ze składanek pojawiło się Slums Attack.
W tamtym czasie rap mocno do mnie przemówił, dlatego też zmieniłem stylówę na szerokie spodnie i bluzy z kapturem, a w sklepie muzycznym, tak zwanym „Orbisie”, nabywałem kolejne kasety. „Księgę Tajemniczą. Prolog” Kalibra 44 słuchałem w drodze do szkoły tak często, że prawie zerwała się taśma. Do tego dochodziły nagrania Wzgórza Ya Pa 3, Slums Attack, Trzyhy, V.E.T.O. czy Beastie Boys. W pewnym momencie wróciłem jednak do słuchania gitar bo… nie miałem z kim dzielić swojej zajawki. Takie to były czasy – nie było internetu, a wokół nikt nie kumał hip hopu, bo trzynastolatkowie interesowali się wówczas potupajkami z radia.
Rapu nigdy jednak nie porzuciłem całkowicie. Zdarzały się co prawda okresy, że na scenie nie interesował mnie praktycznie nikt (a był to czas tak zwanej drugiej fali polskiego hip hopu, po samobójstwie Magika i gdy rozpadło się lub rozmieniło na drobne wiele szanowanych składów pierwszej fali). Jednak prędzej czy później wracałem do klasyki lub udawało się polubić coś nowego. Dziś, za sprawą takich wykonawców, jak Pro8l3m, nadal jestem blisko rapu.