Dziwny przypadek koncertu 50 Centa w Gorzowie

Dziwny przypadek koncertu 50 centa w Gorzowie

Gwiazda rapera 50 Centa świeciła najjaśniej w pierwszej połowie pierwszej dekady obecnego stulecia. Gdy ów gwiazda znacznie już dogasała w roku 2008, ktoś postanowił zorganizować jego koncert w moim rodzinnym Gorzowie Wielkopolskim… 

Doprawdy nie mam pojęcia, co kierowało spółką Europejskie Centrum Kultury i Edukacji „Hanza Art”, by koncert „Fiftiego” zaplanować właśnie w Gorzowie. Kocham moje miasto, ale powiedzmy sobie szczerze – nie jest to jedna z kulturalnych, polskich destynacji dla miłośników muzyki wszelakiej, a tym bardziej Gorzów nie był nią w 2008 roku. Być może takim impulsem była rozbudowa Stadionu imienia Edwarda Jancarza i tania dzierżawa na czas występu? A no właśnie, bo nie wspomniałem jeszcze, że występ miał odbyć się na obiekcie mojej ukochanej, żużlowej Stali. Amerykański raper i stadion żużlowy. Cóż mogło pójść nie tak?

Informacje o koncercie i plakaty na mieście pojawiły jakiś czas wcześniej i wzbudziły niemałą konsternację oraz – mówiąc kolokwialnie – niezłą bekę. Bo kto wpadł na to, by organizować show odcinającego już kupony amerykańskiego rapera i to na stadionie żużlowym, gdzieś na peryferiach Polski, 40 kilometrów od niemieckiej granicy? To się nie mogło udać. I oczywiście się nie udało.

20 koła ludzi

Koncert zaplanowano na 30 sierpnia 2008 roku. Raper w ramach swojej mini trasy „po Europie i północnej Afryce” miał oblecieć również Norwegię i Maroko. Według zapowiedzi, występ miał potrwać trzy godziny. Organizatorzy, jak i omamieni wizją (niemal darmowej – 100 tysięcy złotych) promocji miasta urzędnicy, przygotowywali się na przyjęcie 20 tysięcy fanów 50 Centa. Miłośnicy rapu mieli zjeżdżać z Niemiec i Czech, no i oczywiście ze wszystkich zakątków naszego pięknego kraju. To miała być „niepowtarzalna okazja do promocji Gorzowa”. Mieliśmy zaistnieć nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Udowodnić, że w północnej stolicy województwa lubuskiego mogą odbywać się koncerty wielkich gwiazd. Jak chuj.

Co z koncertem 50 Centa?

Dynamika wokół wydarzenia była taka, że im bliżej 30 sierpnia ’08, tym o samej imprezie było coraz ciszej. „Fifti” nie nagrał żadnego promocyjnego materiału, a tak naprawdę wszyscy zastanawiali się, czy raper w ogóle o planach na koncert w Gorzowie ma jakiekolwiek pojęcie. Owszem, media społecznościowe wówczas praktycznie nie istniały, telefony nie nagrywały wysokojakościowych filmów, ale internet funkcjonował, a w jego przestrzeni można było znaleźć jedynie notki prasowe od organizatora. Istniało więc podejrzenie, że cały event jest grubymi nićmi szyty i chuj może z tego wszystkiego wyjść.

Przyczyny „niezależne od organizatora”

Dzień przed występem w niektórych mediach pojawiło się info, że koncert się jednak nie odbędzie. Organizator utrzymywał, że cała sytuacja wydarzyła się z przyczyn od niego „niezależnych”. Tak naprawdę sprzedało się blisko 3,5 tysiąca biletów. Z wielkich planów na 20 koła ludzi (w tym gości z zagranicy) nic nie wyszło. Show miało odbyć się w innym terminie, ale nigdy do tego nie doszło.

Najlepsze jest to, że w wyniku tej wszechobecnej dezinformacji, lipnej promocji i odwołania imprezy na dzień przed, do Gorzowa faktycznie przyjechały jakieś niedobitki, oczekujące występu ich idola. Nie chciałbym być w skórze Weroniki i Magdy, o których pisała „Gazeta Lubuska”, że „pocałowały klamkę” gorzowskiego stadionu. Podobnie pan Artur z Wrocławia, ze swoim nastoletnim synem Michałem, fanem hip hopu. Cały bak paliwa w plecy. Ewa i Bogdan z Krzyża Wielkopolskiego specjalnie przełożyli zmiany w pracy. A tu chuj.

Wina po stronie gorzowian?

Kolejnym absurdem tego całego zamieszania były późniejsze lamenty organizatorów. Michał Torz z „Hanza Art” zapłakał w środkach masowego przekazu, że „jest bardzo zawiedziony gorzowianami”, bo sprzedało się u nas jedynie 450 biletów i te blisko 3 koła pozostałych wejściówek. Było też coś o „stracie szansy na kontakt z wielkim światem”. Były też jakieś nawiązania do tego, że mieszkańcy wolą koncerty będącego wówczas na komercyjnej fali Piotra Rubika.

Wniosek po tych smutnych i pełnych rozgoryczenia wypowiedzi był taki, że jak ktoś przynosi gówno owinięte w złoty papierek, to wszyscy powinni je zjeść i się jeszcze ostentacyjnie oblizać. Ale „Hanza Art” nawet nie była w stanie tego gówna w złoty papierek owinąć.

Później były jeszcze jakieś przepychanki związane ze zwrotem kosztów dla miasta, które urzędnicy wyłożyli na promocję. To te 100 koła, o których pisałem wcześniej. Nie wiem jak to się skończyło i w sumie chyba nawet nie ma sensu się do tego dogrzebywać.

Kłopotliwa matematyka

Aha, ostatnia ciekawostka: na koncert 50 Centa w 2007 roku w Warszawie, sprzedano 8 tysięcy biletów. W stolicy Polski, liczącej na tamten czas 1,707 miliona ludzi. Dla porównania, Gorzów w 2008 roku liczył blisko 120 tysięcy mieszkańców. A biletów – przypomnę – poszło 3,5 tysiąca.