The Midnight Warszawa RELACJA 17.07.2024

The Midnight Warszawa relacja

Pierwszy występ The Midnight w Polsce pokazał, że naród idzie w dobrym kierunku, jeśli chodzi o muzyczne gusta. Udowodnił również, że oglądanie zespołów dobijających do swojego prime’u to największa przyjemność. 

Umownie wrzucam tę relację do kategorii elektroniki, ale The Midnight – zwłaszcza w koncertowym wydaniu – to coś znacznie więcej niż plumkanie syntezatorów i moda na retro-futuryzm.

Po raz pierwszy z amerykańsko-duńskim duetem zetknąłem się około 2016 lub 2017 roku. Jeździliśmy często do Berlina, odwiedzaliśmy tamtejsze kluby, a podczas szalonych domówek odpływaliśmy przy różnych substancjach. Tłem dla tych tripów były często synthwave’owe składanki umieszczane na YouTube i gdzieś w to wszystko algorytm wplótł pierwsze nagrania The Midnight – między innymi „Gloria”, „Days of Thunder”, „Los Angeles”, „The Comeback Kid” czy „Vampires” (jeśli się nie mylę – wszystkie te pozycje usłyszeliśmy w Warszawie).

Oprócz charakterystycznego synthowego brzmienia, grupa wyróżniała się ejtisowym, rockowo-popowym vibem i wokalami, znanymi z wielu epokowych filmów czy seriali – wizualne wstawki z „Karate Kida” czy „Back to Future” były zresztą elementem klipów The Midnight. Z czasem zacząłem śledzić rozwój tej muzycznej ciekawostki, grupa wydawała kolejne albumy, koncertowała, a na początku bieżącego roku okazało się, że planuje odwiedzić stolicę w ramach zaplanowanej trasy.

The Midnight w Polsce – było zainteresowanie? Jeszcze jakie!

Szybko wyszło, że Polacy zespół lubią, cenią i ogólnie chyba ogarniają synthowy klimat. Pierwotnie występ miał się odbyć w mniejszym klubie, ale w odpowiedzi na duże zainteresowanie organizator uruchomił Progresję. Gdy próbowałem kupić w lipcu bilet dla mojej dziewczyny, show było już wyprzedane. Wow! Nie spodziewałem się, jak również nie spodziewał się tego zespół. Podczas koncertu frontman powiedział, że wydawało im się, że nikt w Polsce nie przyjdzie na ten gig, a my najpierw zamknęliśmy licznik podczas pierwszej sprzedaży biletów, a następnie podczas kolejnej, dotyczącej sprawdzonej miejscówy na Woli.

Co do samego występu – nie miałem jakichś wielkich oczekiwań. Liczyłem na dobry show z przewagą syntezatora i saksofonu, natomiast dostałem bardzo urozmaicony koncert, który tak właściwie był solidnym, rockowym gigiem z bogatymi naleciałościami. Wokal miał świetny kontakt z publiką i nawet gdy zdarzyło mu się zgubić, robił to z taką klasą i wdzięcznością, że audytorium klaskało. Saksofonista kradł show, gdy wychodził na pierwszy plan. Basistka swoim wokalem lała miód na uszy, a pozytywny, czarnoskóry pener na perce z fluorescencyjnymi pałkami i w koszulce Lakersów zajebiście osłaniał tyły. Ten eklektyzm The Midnight był dla mnie totalnie spójny i przebojowy, porywający i autentyczny. To był bardzo dobry koncert.