Cykcykl zdjęciowy, czyli muzyczne podróże: CZĘŚĆ 3 CASTELLO FESTIVAL

CASTELLO FESTIVAL

W trzeciej odsłonie wspominkowego cyklu zdjęciowego powracam do pierwszej (i jak na razie jedynej) edycji elektronicznego Castello Festival Polska, który odbył się w czerwcu 2018 roku w Debrznicy. 

Debrznica to dobrze znana fanom muzyki elektronicznej lokalizacja. Znajduje się tutaj zabytkowy pałac z XIX wieku, w którym często odbywają się imprezy tematyczne czy secret rave’y. Budynek otoczony jest sporym terenem, na którym postawiono między innymi imprezowy statek, stojący obok sporego oczka wodnego. W 2018 roku zapowiedziano tu kilkudniowy festiwal dla społeczności niemieckiej i polskiej. Miał być to swoisty przedsmak dla kolejnej edycji Garbicz Festival, czyli kultowej imprezy, odbywającej się zresztą 20 kilometrów od Debrznicy. Był to chyba mój pierwszy, większy techno fest (a wówczas miałem duże ciśnienie na takie imprezy), dlatego byłem mocno podjarany całą otoczką.

Zamelinowaliśmy się w całkiem przyjemnej agroturystycznej miejscówie, około dwóch, trzech kilometrów od terenu festiwalu. Moją uwagę na „dzień dobry” przykuł obskurny basenik. Nie wiem czemu, ale przypomniał mi się genialny film „Leaving Las Vegas”:

Castello Festival 1

Mieliśmy również sporą wiatkę, a obok pole i las, więc natura dotrzymywała nam towarzystwa. Było cicho i przyjemnie, idealna odskocznia od całej nocy napierdalania basu w ucho:

Castello Festival 3

Kibel był już za to stuprocentowym koszmarkiem i reliktem ubiegłej epoki:

Castello Festival 4

Dobra, czas na kilka szczerych słów. Jakoś tak wyszło, że na festiwal pojechałem z trzema laskami (moją ówczesną ukochaną i dwiema przyjaciółkami). Ja pierdolę, nigdy więcej… Kocham Was dziewczyny, ale przy takim combo, w postaci trzech marudzących księżniczek, nawet powyższy gierkowski klop wygląda jak wersal… Niech te słowa będą również przestrogą dla innych mordeczek z berłem w spodniach. Gdy te piękne istoty usiadły w trójkę za różową kotarą i zaczęły napierdalać jak z karabinu, ratunkiem mogło być tylko piwko…

Castello Festival 5

Wracając do samego festiwalu, niedociągnięć było sporo, ale przymykałem na nie oko. Był problem z żarciem, festiwalowa waluta miała chujowy przelicznik, a i tak nie można było za nią kupić jedzenia. Na szczęście właścicielka naszej agroturystyki serwowała śniadania i obiady. Były też problemy z prądem, a po deszczu leśny fragment festiwalowej infrastruktury zamienił się w błoto. Waluta Castello Festival 2018 wyglądała następująco: 

Castello Festival 6

Po zapadnięciu zmroku, teren w niektórych miejscach wyglądał naprawdę urokliwie:

Castello Festival 7

Castello Festival 77

Wcześniej pisałem o statku. Można było wbić się na niego i tańczyć lub czillować, a naprzeciw obserwowaliśmy piękną grę świateł na budynku pałacu (gdy nie było akurat problemów z prądem):

Castello Festival 8 Castello Festival 9

I na koniec wisienka na torcie, czyli moje wykurwiste foto, które zrobiła mi siostra Alcia podczas powrotu na bazę, gdzieś pewnie koło 5 czy 6 nad ranem, gdy opadały mgły, a wstawał nowy dzień…

Castello Festival 10

Pozdrowienia dla rejwerów! Kolejny odcinek cyklu prawdopodobnie za tydzień.