Joy Division – smutna dywizja radości

Joy Division
fot. facebook.com/JoyDivisionOfficial

Prekursorzy cold wave oraz kapela, która stworzyła jedną z najbardziej depresyjnych płyt na świecie…

Brzmi poważnie, ale Joy Division to karty z historii muzyki, których nie sposób pominąć. 18 maja minęła już 27 rocznica samobójczej śmierci lidera Iana Curtisa, która definitywnie zakończyła istnienie tej fascynującej, manchesterskiej formacji.

„Ale pamiętam kiedy byliśmy młodzi…”

Joy Division, jak wiele wielkich zespołów tego globu, zaczynali od prostych i żarliwych kompozycji punk rockowych. Bodźcem do stworzenia kapeli dla trzech młodych brytyjskich robotników stał się występ Sex Pistols. Odbył się on latem 1976 roku w manchesterskim Free Trade Hall. Owymi młodzieńcami byli: Peter Hook, który chwycił za bas, Bernard Sumner – gitarzysta oraz Terry Mason, który posiadał zestaw perkusyjny, jednak niezbyt dobrze z nim sobie radził. Do pełni składu brakowało jeszcze wokalisty. Problem został rozwiązany, kiedy do chłopaków zgłosił się znany z uczestnictwa w punkowych koncertach początkujący poeta i urzędnik, Ian Curtis.

Ale pamiętam kiedy byliśmy młodzi
fot. facebook.com/JoyDivisionOfficial

Pierwszy koncert kapeli odbył się 29 maja 1977 roku. Muzycy mieli problem z doborem nazwy dla formacji. Plakaty informujące o występie zapowiadały więc występ Buzzcocksów, Penetration i nieznanego do tej pory nikomu składu Stiff Kittens. Nazwę tę zasugerowali Curtisowi i spółce muzycy Buzzcocks. Przed samym występem jednak członkowie późniejszego Joy Division przekształcili się w Warsaw. Inspiracją dla nowej nazwy stała się piosenka Davida Bowie „Warszawa”, którą to Ian uważał za idealnie oddająca klimat Manchesteru. Nie była to jedyna zmiana, jaką zespół wprowadził w życie. Oprócz korekty nazwy, nastąpiła jedna roszada personalna w składzie. Za perkusją zasiadł Tony Tabac, zastąpiony kilka tygodni później przez Steve’a Brotherdale’a. Terry Mason został natomiast managerem grupy.

W międzyczasie kapelę pod swoje skrzydła wziął Martin Hannett – organizator koncertów lokalnych młodych kapel i przede wszystkim świetny producent. To on zdołał wytworzyć niepowtarzalne brzmienie Joy Division, dzięki któremu zespół przeszedł do historii. W lipcu 1977 ukazało się „The Warsaw Demo”, a po jego wydaniu po raz kolejny w składzie pojawił się nowy perkusista – Stephen Morris, którego przyciągnęło ogłoszenie wywieszone na szybie sklepu muzycznego. Morris „osiadł” w zespole na stałe, ponieważ w przeciwieństwie do swoich poprzedników dobrze dogadywał się z resztą muzyków.

„Przez chwilę zdawało mi się, że odnalazłem drogę…”

Przez chwilę zdawało mi się, że odnalazłem drogęCzłonkowie Warsaw porzucili swą nazwę ze względu na chęć uniknięcia konfliktów z formacją The Warsaw Pakt. W listopadzie ’77 roku zaczęła być ona szerzej znana z powodu wypuszczenia debiutanckiego albumu. Nowa nazwa – Joy Division, określała grupy żydowskich więźniarek obozów koncentracyjnych, które świadczyły usługi seksualne nazistowskim żołnierzom. Została zaczerpnięta z noweli „The House Of Dolls” Yehiela De-Nura. Pierwszym materiałem pod nowym szyldem grupy było „An Ideal For Living EP”, prezentujące na okładce członka Hitler Jugend grającego na bębnie. Nie trzeba było długo czekać na pomówienia zespołu o nazizm. Prasa uzasadniała to dodatkowo okrzykiem: „Wszyscy zapomnieliście o Rudolfie Hessie”, którego dopuścił się Sumner na jednym z koncertów Warsaw. A same występy Joy Division przeszły do historii, będąc kontrowersyjnymi pokazami ekspresji Curtisa, który tarzał się w rozbitym szkle i oddawał spazmatycznemu tańcowi.

Miesiąc przed wydaniem „An Ideal For Living EP”, managerem zespołu został Rob Gretton. Z muzykami Joy Division, a później New Order, związał się on na dwadzieścia lat. W tym czasie Dywizja weszła do studia, by zarejestrować swój pierwszy album, jednak wyniki sesji nie zadowoliły żadnego z członków zespołu, tak więc nagrane utwory stały się składnikami wielu bootlegów. Jak rzecze jednak stare przysłowie „co się odwlecze, to nie uciecze”. Debiut Curtisa i kolegów zatytułowany „Unknown Pleasures” ukazał się w czerwcu 1979 roku nakładem raczkującej wytwórni Factory Records, mającej na celu promocję lokalnych talentów. Pięć miesięcy wcześniej zespół został zauważony przez cenionego prezentera radiowego Johna Peela, który zaprosił Joyów do zarejestrowania ich piosenek w ramach słynnych „Peel Sessions”.

„Przez najczarniejsze zakątki zmysłów mi nie znanych…”

Debiutancki album grupy różnił się już znacznie od pierwszej EPki i dokonań z czasów Warsaw. Kompozycje grupy stały się o wiele bardziej zimne, posępne, stonowane. Uciekały od punk rockowego szarpania strun, jednak miały z punkiem nadal wiele wspólnego. Wyróżniać zespół poczęły grobowy i doniosły wokal Iana oraz niemal mechaniczna gra Morrisa na perkusji. Płyta zebrała pochlebne opinie, dzięki czemu Joy Division stawali się coraz popularniejsi, często koncertując i występując w telewizji. W listopadzie zespół znów nagrał Peel Sessions. Tym razem rejestrując po raz pierwszy najpopularniejszy (jak się później okazało) kawałek w historii bandu „Love Will Tear Us Apart”.

Przez najczarniejsze zakątki zmysłów mi nie znanych
fot. facebook.com/JoyDivisionOfficial

1979 rok okazał się niezwykle ważnym okresem dla Iana Curtisa jeszcze z dwóch powodów. Pierwszym były narodziny jego córeczki Natalie. Natomiast drugim – o wiele bardziej dramatycznym – zdiagnozowanie u niego epilepsji i postawienie przed wyborem „spokojne życie w zdrowiu lub dalsza kariera z jego narażaniem”. Ian wybrał to drugie, co w efekcie okazało się destrukcyjne dla jego psychiki i fizyczności.

Na początku 1980 zespół wybrał się w trasę po Europie. Wiele występów musiało jednak zostać odwołanych z powodu pogarszającego się stanu Curtisa. Koncertowy tryb życia w połączeniu z przyjmowanymi lekami powodowały, że wokalista Joy Division często mdlał lub dostawał ataków padaczki na scenie. Nieraz nie był nawet w stanie na nią wyjść.

„Miłość, miłość ponownie nas rozdzieli…”

W parze z narastającym wyniszczeniem zdrowia i problemami związanymi z karierą szły kłopoty w życiu osobistym. Związek Iana z żoną Deborah umierał z powodu romansu wokalisty Joyów z poznaną na trasie belgijką Annik Honore.

W marcu 1980 zespół przystąpił do nagrywania swojej drugiej, i jak się później okazało, ostatniej, studyjnej płyty. „Closer” stało się jednym z najbardziej przejmujących muzycznych dokonań w historii. To ponad czterdzieści minut obłąkańczego smutku, braku nadziei i zwątpienia. Demony dręczące Curtisa podczas nagrywania materiału musiały wręcz rozszarpywać jego duszę. I to słychać.

7 kwietnia wokalista Joy Division przedawkował narkotyki, co mogło być próbą samobójczą, jednak bardziej wskazywało na rozpaczliwe wołanie o pomoc. Niespełna miesiąc później kapela zagrała na Birmingham University swój ostatni koncert. 18 maja, na dzień przed pierwszą trasą po Stanach Zjednoczonych i dwa miesiące przed ukazaniem się w sklepach „Closer”, Ian Kevin Curtis w wieku 23 lat odebrał sobie życie. Po powrocie do domu namówił swoją żonę, by spędziła noc u rodziców. Przed powieszeniem się w kuchni obejrzał „Stroszka” Wernera Herzoga i przesłuchał album „The Idiot” Iggy’ego Popa.

Latem 1980 triumfy święcił natomiast wydany w czerwcu na dwunastocalowym winylu (a wcześniej w kwietniu na siedmiocalowym) singiel „Love Will Tear Us Apart”. Jego tytuł został wygrawerowany na nagrobku Curtisa z polecenia żony, Deborah.

„Nie odchodź w milczeniu…”

Podobno członkowie zespołu obiecali sobie, że w przypadku opuszczenia kapeli lub śmierci któregoś z nich, reszta przestanie posługiwać się nazwą Joy Division. Po odejściu ich wokalisty faktycznie tak się stało. Peter Hook, Bernard Sumner i Stephen Morris dalej kontynuowali muzyczną przygodę razem. Jednak pod zmienioną nazwą i w całkiem innym kierunku. New Order, czyli ich nowa formacja, stali się królami parkietów lat ’80, nie uciekając jednak zupełnie od rockowych korzeni. Grupa działa do dzisiaj i ma rzeszę fanów na całym świecie.

Joy Division. Nie odchodź w milczeniu
fot. facebook.com/JoyDivisionOfficial

Po rozwiązaniu Joy Division sporym sukcesem cieszyło się „Closer”, uznawane za jedną z najważniejszych płyt lat ’80. Ukazało się także kilka wydawnictw kompilacyjnych, jak np. dwupłytowe „Still” z 1981 r. (zawierające niepublikowane wcześniej utwory i zapis z ostatniego koncertu Joyów), „Substance” (1988), „Permanent” (1995) czy czteropłytowy box „Heart And Soul” (1997). Ten ostatni zawiera wszystkie piosenki Dywizji Radości nagrane w studio oraz wybrany materiał koncertowy i ciężko dostępne wersje demo.

Okoliczności śmierci Curtisa owiane są tajemnicą, którą artysta zabrał do grobu. Do dziś, mimo upływu 27 lat od tego wydarzenia, fani bezskutecznie dociekają czy ten desperacki czyn był tylko chwilą słabości czy zaplanowanym z premedytacją planem człowieka niepotrafiącego poradzić sobie z otaczającą go rzeczywistością. Odpowiedź na to pytanie starała się odnaleźć Deborah Curtis w książce „Touching From a Distance”. Powodów tego desperackiego czynu mogło być bardzo wiele, ale nigdy ich nie poznamy. Jedno jest jednak pewne. Legenda manchesterskiego poety i muzyka żyje wśród nas nadal i prędko się ten stan nie zmieni. Na drugą połowę bieżącego roku przewidziana jest premiera filmu „Control” (w reżyserii Antona Corbjina), opowiadającego o życiu Iana. To z pewnością przyniesie kolejną falę ludzi zafascynowanych Curtisem i twórczością zespołu, w którym śpiewał. Tym samym Dywizja Radości będzie nadal smucić i wzruszać.

/2007 rok/

Śródtytuły pochodzą z tekstów Joy Division przełożonych na język polski przez Tomasza Beksińskiego.