Mało piszę o black metalu, dlatego w tym tygodniu bierzemy na tapetę sztandarowego przedstawiciela tego gatunku.
O Burzum, czyli jednoosobowej, muzycznej armii Varga Vikernesa powiedziano już chyba wszystko. Jedni ten projekt kochają, inni nienawidzą. Obojętnych kumatixów chyba nie ma. Jedni ubóstwiają tę muzykę za bezkompromisowość, surowość, obłęd i moc. Bo ta muza jest jaki czołg albo jak wilkołak głodny krwi. Inni z góry hejtują za prawicowe ciągotki Varga i jego grzechy, w tym zamordowanie Euronymousa i zdecydowanie opowiadają się za #teammayhem.
Ja przez bardzo długi okres życia black metalu w ogóle nie tykałem. Eksplorowałem obszary pokrewnych punk rockowi gatunków czy też zupełnie lajtowe nurty, ale gdy usłyszałem Burzum, stwierdziłem, że jest to prawdziwe zło zamknięte w dźwiękach i wokalu. Gdy zapoznałem się szczegółowo z życiem i decyzjami Varga, wszystko było jasne.
Ciemność, nienawiść i zima
Rządzą Ziemią, gdy powracam
Wojna między rasami
Cel osiągnięty
Chaos, nienawiść
Debiutancki materiał Burzum rozjeżdża cię jak walec, a ty prosisz o jeszcze, bo przecież kochasz ekstremę i kochasz przekraczanie wszelkich granic. „Burzum” jest dla mnie skrajnie ekstremalnym punk rockiem – wystarczy przesłuchać utwór „War”, by wiedzieć, co mam na myśli. Albo zapoznać się z tekstem „My journey to the stars”, który cytuję powyżej. To black metal psychopatów i prawdziwych skurwieli, żadne reżyserowane bieganie po lesie w corpse paincie. Trzeba mieć jaja i być naprawdę złym, by odjebać typa, a Varg przecież przyjął to wszystko na miękko i dzięki temu stał się ponurą legendą jeszcze za życia.
Musiałem mieć tę płytę w mojej kolekcji, bo ten materiał nie bierze jeńców. Z winylami Burzum bywa różnie, szczególnie w Polsce. Zdarzają się ciekawe reedycje, ale szybko się rozchodzą. Ja trafiłem na dwupłytowe wznowienie z serii „Back To Black” z 2008 roku, na którym znajduje się również epka „Aske”. Solidna gramatura płyt (180), okładka typu gatefold, czarne koperty, runy – jest moc. Płytka zamówiona w sklepie Muziker, dotarła z Bratysławy. Szczerze polecam. A jeśli są tu jacyś nieobyci czytelnicy, którzy chcieliby poznać historię Varga, odsyłam do mojego materiału o muzycznych terrorystach na Youtube, lub do pisanego artykułu „Muzyczni terroryści” na moim blogu. Strzała!