Cold Wave, czyli zimna fala, to gatunek bardzo bliski mojemu sercu. Ta miłość swoje początki ma jeszcze w czasach liceum, pierwszych płytach The Cure i twórczości Joy Division. Mroczne, motoryczne dźwięki, grobowe wokale i pozbawione nadziei, nihilistyczne teksty bardzo szybko przypadły mi do gustu. Słuchając przedstawicieli tego gatunku, człowiekowi naprawdę robiło się zimno – na zewnątrz, ale też w środku. Swoje robił też charakterystyczny wygląd zimnofalowych muzyków – czarne ciuchy i tapiry, czyli punk o wampirzej twarzy.
Osobnym zjawiskiem była polska spuścizna zimnej fali. Nasz kraj w latach osiemdziesiątych XX wieku, jak na panujące warunki, stworzył potężną scenę, na której ilość szła w parze z jakością. Kamieniem milowym i najwybitniejszym dokonaniem w tej dziedzinie była oczywiście „Nowa Aleksandria” Siekiery, czyli nowa odsłona silnej, punkowej załogi, która zdążyła sporo namieszać chociażby na festiwalu w Jarocinie. Warto też wspomnieć takie formacje, jak Rendez Vous, Made In Poland, 1984, One Milion Bulgarians, Madame, Variete czy Joanna Makabresku. W XXI wieku chlubne tradycje polskiej zimnej fali kontynuowali tacy wykonawcy, jak chociażby Wieże Fabryk.